Zosia spała marnie tej nocy, o 3 zrobiła nam pobudkę i dała się utulić dopiero ok 5 rano. Po czym o 6.30 wstała, a ja z nią, rzecz jasna. Jako że niedziela to nasz dzień basenowy, cotygodniowy rytuał polega na przebraniu, wybawieniu i nakarmieniu dziecięcia, po czym położenia spać na troszkę przed wyjściem (idealnie byłoby tak o 9.45- ale idealnie brzmi w zasadzie jak nierealnie ;)), bo do wody wchodzimy o 11.30, a to felerna pora jest, bowiem dla większości maluchów drzemkowa. Dotąd raz zdarzyło się, że Zosia była niewyspana na zajęciach, co skutkowało płaczem i niemożnością ubrania/ opieluchowania/ nakarmienia po pływaniu.
Od tamtej pory udaje się nam zwykle ułożyć ranek rak, by spała choć trochę.
Ale nie dziś.
Dziś Zosieńka nie chciała jeść (bo to kaszka była). Przekonał ją dopiero banan, jednak całe marudzenie trwało na tyle długo, że szanse na sen dziecka zmalały w zasadzie do zera. Zasypiać zaczęła dopiero w samochodzie. Niektórym dzieciom to pewnie służy, ale nam droga zajmuje maksymalnie 7 minut... Jednym słowem, przeczuwałam zbliżający się nieuchronnie totalny kataklizm.
I jakby Zofijka to wyczuła - postanowiła wziąć matulę z zaskoczenia, ładując sobie jednocześnie akumulatorki (energią kosmosu chyba)! Ani śladu łez, ani śladu marudy! Od wejścia do szatni uśmiechała się, zaczepiała dzieci, pod prysznicem ochlapywała radośnie mamę... a w basenie to już był CZAD!
Po raz pierwszy Zosia autentycznie pływała, a nie tylko cieszyła się byciem w wodzie. Pływała! Szok! Nóżki robiły piękną żabkę (co nie było w planie, ale za to jaki efekt!), a zadowolona Zocha sunęła po wodzie niczym wyrośnięty nartnik i pohukiwała z entuzjazmem tym swoim sówkowym dzióbkiem (tak, wiem, anomalia przyrodnicza ;P). Nurkowała jak zawodowiec, wynurzając się niezmiennie z uśmiechem. I choć tam byłam - nadal ciężko mi uwierzyć. Dobrze, że Tatuś był świadkiem ;D za to aparatu nie było...
Matka jednak ma ograniczone zaufanie do tak idealnych chwil, spodziewała się zatem nagłego spadku energii i wielkiej awantury w szatni. I - Panie i Panowie - nic bardziej mylnego. Chyba Małą napędzało robienie matuli w jajo... ;)
Tak to ona może mnie nabierać codziennie, pięknie proszę!
Zasnęła snem sprawiedliwych przy jedzeniu, dając nam złudzenie, że może normalnie zakupy zrobimy i obiad i w ogóle...
Spała okrąglutkie 30 minut, budząc się po wejściu do mieszkania.
I hejże, baw mnie!
Wieczorem spała aż 20, tak dla odmiany. Za nic nie chciała spać, za to kicać i chichotać owszem...
Nabieram podejrzeń, że córcia nasza testuje hipotezę, czy da się tak bawić na okrągło bez tracenia czasu na sen... Na pewno jest na dobrej drodze.
9/52
dzisiejsze, świeżutkie ujęcie naszego Szkraba, kombinującego, jak by tu zejść z fotelika... ;]
i dwie fotki bonusowe:
Translate
o herbacie, kulinarnych inspiracjach, eko-matkowaniu i wszystkim, co mi w duszy gra :)
O mnie
- Unknown
Kategorie
myśli luźne
rodzicielstwo
portrety
czas
relaks
zdrowie
kulinarne inspiracje
Japonia
herbata
eco
książki
matcha
DIY
ciąża
dzieciństwo
kosmetyki
pielęgnacja niemowląt
twórczość
BLW
karmienie piersią
kąpiel z dzieckiem
oleje naturalne
Muminki
chustonoszenie
film
gwiazdka
związek
życzenia
Totoro
halloween
kocie nastroje
miłość
nietolerancja laktozy
candy
chai
co sleeping
gender
Czyli jak chce, to potrafi :)
OdpowiedzUsuńjuż mnie pozą leniwca nigdy nie zwiedzie! ;))
UsuńDzieciaczki na basenie - bomba. :)
OdpowiedzUsuńta jest! ;D
UsuńOj też chyba w końcu małemu wyprawę na basen zafundujemy :) Zosi wygibasy mnie skusiły do tego.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą... też chcę pobierać energie z kosmosu noooooo ^^"
polecam, polecam gorąco! to jest tak fajne, że nawet chęć spędzenia leniwej niedzieli chowa się i nie wychyla, w konkurencji z TAKIM planem :D
Usuńa z tą energią to jakiś genialny patent, tylko powinno się dzieci rodzić z instrukcją... Bo przy dziecku o takich zdolnościach, matka bez równego talentu nie ma szans... ;)
Dzieci potrafią ładowac sie w 10 min :)
OdpowiedzUsuńmają tyle energii że tylko pozazdrościc :)
Pozdrawiamy was cieplutko:*
normalnie MUSZĘ rozgryźć ich sekret... ;))
UsuńNie no, to już jest oczywiste, ze dzieci najwięcej energii mają wtedy, gdy trzeba (albo po prostu dobrze by było) iść spać. Im bardziej dzieć zmęczony, tym więcej ma energii. O zgrozo... :))
OdpowiedzUsuńhehe, coś w tym jest :D może po prostu czują, że muszą się w pełni wyładować przed snem i przyspieszają na maksa? ;)
UsuńBoska;)
OdpowiedzUsuńJa się czasem zastanawiam skąd dzieci czerpią energię. Filip w nocy szaleje po to, żeby o 6 rano być w pełni wyspany;) Ale jak??
nie wiem, ale jak odkryjesz ich sekret, to błagam o podzielenie się wiedzą! :))
UsuńJa też dziś miałam pobudkę:) Nominowałam Twój blog do nagrody Liebster Blog Award, szczegóły na moim blogu: http://polkamatkaa.blogspot.com/2014/03/liebster-blog-dziekuje.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
dziękuję, bardzo mi miło - zbieram się, naprawdę zbieram się do sklecenia kolejnego posta z odpowiedziami, tylko te dni ciągle za krótkie... ;)
UsuńI pomyśleć, ze za lat piętnaście nie będzie jej się chciało z łóżka wstawać ;)
OdpowiedzUsuńjeśli wdała się w rodziców, to pewnie nawet wcześniej... ;))
Usuń