Victoria Tuaz, by Cyril Lagel |
Piątkowy wieczór. Luby mój Jaskiniowiec poszedł oddawać się typowym prehistorycznym rozrywkom w męskim gronie (gry kościane i te sprawy ;). Jego kobiecie przypadło więc w udziale pilnowanie domowego ogniska, lulanie dziecięcia i inne prace jaskiniowe. Ot, sterta odzieży czeka na okładanie rozgrzanym żelastwem, mięsiwo spogląda sugestywnie nieruchomym okiem czekając na doprawienie, a kurze śmieją mi się bezczelnie w nos...
Herbaciana wykąpała, nakarmiła i ululała dziecię, po czym ułożyła je pod bokiem czuwającego czworonożnego sprzymierzeńca. Zakasała rękawy, przewiązała włosy, szykując się do boju niczym Rambo... i spojrzała w lustro.
Wydała z siebie niemy okrzyk, o iście prehistorycznym brzmieniu: (cenzura jaskiniowa)!
No bo z karykaturalnym Rambo miała faktycznie więcej wspólnego, niż z jaskiniową pięknością, niestety. Rambo w rozumieniu ogólnego zapuszczenia i powykrzywianej facjaty, nie muskularności, rzecz jasna.
Faktycznie, ostatnimi czasy lustro jakoś nieczęsto bywało w moim polu widzenia - a kiedy bywało, to tylko podczas zabawiania Zochy. Zamiast stosowania jakiegokolwiek pakietu pielęgnacyjnego, brałam jedynie szybki prysznic, pomijając nawet późniejsze balsamowanie, masaż, cokolwiek. Faktycznie powiało epoką kamienia... A kiedy miałam czas do dowolnego wykorzystania oddawałam się uparcie we władanie wewnętrznego leniwca, i zalegałam z książką w wannie, zamiast masować się szczotą ryżową. Niech mnie! Tylko o włosy dbałam jak należy, ale tony kłaków na poduszce, szczotce i w maleńkich rączkach córci były wystarczająco dobitną motywacją. Dobrze, że choć na tym polu odnotowałam zwycięstwo (niech żyje biovax i olejowanie!). No i chwała karmieniu Ssaka, bo bezwstydne łasuchowanie uchodzi mi nadal bez skutków ubocznych. Ale stan ogólny herbacianej określić muszę jako zszarzała, sflaczała dętka. Twarz anemiczna z lekka, oczy przekrwione, w pandopodobnej osłonie, zaskórniki i ogólny smęt. Nawet pełniejszy zarys piersi u góry, który z daleka można by wziąć za kuszący, z bliska okazuje się być przeoczonymi powracającymi guzkami...
O nie nie, tak to nie będzie!
Zmiana planów.
Oto wieczór jaskiniowego SPA!
Na ciężki przypadek, trzeba sprawdzonych sposobów:
1. Naprzemienny ciepło-zimny prysznic z masażem rękawicą/ szczotką ryżową
2. Peeling o bajecznym zapachu latte:
dwie czubate łyżeczki kawy mielonej, łyżeczka balsamu do kąpieli Babydream fur mama, opcjonalnie płaska łyżeczka cukru trzcinowego
(po rozgrzaniu i delikatnym rozmasowaniu guzków wyszło mi latte z podwójnym mlekiem...;P)
3. Wmasowanie w ciało olejku Babydream lub dowolnego innego, o dobrym składzie (w sumie punkt niekonieczny, bo po peelingu z balsamem Babydream skóra jest aksamitna i nawilżona... ale to ciężki przypadek jest, jak pisałam)
4. Magiczny peeling twarzy- pogromca zaskórników (wcześniej na twarz warto położyć mocno ciepły ręczniczek, żeby pory się ładnie pootwierały):
gałka muszkatołowa, najlepiej świeżo zmielona/starta + odrobina mleka
5. Dla skóry jak jedwab - maseczka z zielonej herbaty matcha:
łyżeczka matcha + kilka kropel wody, około 20' na twarzy, szyję i dekolt, zmywane ciepłą wodąefekt- zbawienny!!! <3
źródło |
6. Olejek arganowy delikatnie wmasowany w skórę twarzy
7. Rzęsy przeczesane olejkiem rycynowym
8. Kubek ciepłej, zielonej herbaty (najlepiej gyokuro), dla pełni szczęścia i antyoksydacyjnego wsparcia wewnętrznego... :)
Herbaciana już nie straszy!
i może nawet jutro mąż poprosi mnie do tańca, kto wie?
:)
Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić na powrót Leniwca, chwycić książkę i odprężyć się...