Targujmy się! byle kulturalnie... :) &17/52

Kulturalne targowanie - ba, jeszcze jak! W końcu to Międzynarodowe Targi Książki były! :)

2 tygodnie temu - tak, wiem, post z haniebnym poślizgiem, ale czas nie zna litości... - po "Puszku" nie było nam dość wrażeń, a że do Opery z Teatru rzut beretem (i to nawet nie taki z siłą miotacza ;)), poszliśmy na Targi. 


Rety, jak ja kocham książki! <3

*.*

Targi to taki raj dla duszy, a piekło dla portfela. Mimo zniżek – bo przecież wszyscy wiemy, jak działają promocje na wygłodniałe mózgi :P Aby wyrwać się z matni tych kontrastowych emocji, dokonaliśmy jedynego rozsądnego podziału: herbaciana wraz z Zosieńką buszowały i wybierały, a Tatuś dzielnie dzierżył niknący w oczach portfel… i nawet wspierał wybory! Ci tatusiowie to czasem naprawdę odporne Bestyjki są :) Co nas zachwyciło?

Pomelo, jak zawsze, bo wiedzieliśmy z zajączkowych szeptów, że coś w temacie różowych słoni zamieszkujących grządki zbliżało się susami w kierunku naszej specjalnej, dedykowanej półeczki… ;) A jak my tego słonika kochamy, to temat na osobnego posta <3

Muminki (oczywiście)! I całe stoisko Wydawnictwa EneDueRabe. Rety, jak cudniaszcze są skandynawskie książeczki! Nawet tak niezwykłe, jak „Włosy Mamy” – przepięknie ilustrowana, ale jak trudna i przejmująca książka dotykająca problemu depresji rodzica. Niektóre z tych książek, jak np. „Zły Pan”, wbijają w fotel ogromem trudnych tematów jakie poruszają, budząc też sporo obaw o to, czy aby są one dobrym wyborem dla dzieci… Jednak są przecież polecane przez terapeutów. Obawy te uspokaja m.in. artykuł z Wysokich Obcasów, dostępny TU. „Kiedy czytałam tę książkę dorosłym, byli przerażeni, część wyszła z sali, niektórzy płakali. A dzieci się śmieją. Dla nich to po prostu bajka o chłopcu, który pokonuje Złego Pana.” Może coś w tym jest? Dzieci inaczej przecież odczuwają świat…
Wszystkie książki tego wydawnictwa mogłabym czytać i oglądać godzinami… Na pewno będziemy z czasem poszerzać Zosieńkową biblioteczkę o te pozycje. Póki co, jej półeczkę ubogaciły „Książka o Mimbli, Muminku i Małej Mi – co było potem?” i „Kto pocieszy Maciupka?”, czyli Tove Jansson czaruje niezmiennie :) Córcia musi co prawda jeszcze troszkę na nie poczekać...



Zauroczyła nas także „Bardzo głodna gąsienica” Erica Carle – kiedy Babunia Zosieńki po książkę wróciła już jej nie było. Zajączek jednak przytargał ją naszej córci i od Świąt nie ma dnia bez Gąsienicy :)


Następnie Zosieńka upodobała sobie Pirata przy stoisku Wydawnictwa BIS. No, prawdę mówiąc to najbardziej upodobała sobie jedną z Pań ;) I kaczuszkę origami dostała! :D 


Jednak punktem kulminacyjnym było dla nas stoisko Mind&Dream... Stoisko poświęcone było jednej tylko książce. Błąd. AŻ jednej książce.…
ale o tym opowiem Wam jutro!
(daleko mi do tanich chwytów marketingowych, po prostu padam na nos i całkiem już nie kontaktuję....:P)


PS. Zosieńka po około 20 minutach zasnęła, jakby ktoś odłączył jej zasilanie – nie wiem dlaczego, ale to kolejny raz, kiedy w budynku Opery usypia snem twardym i błogim… widać kultura mocno na nią działa ;) zatem obejrzeliśmy jeszcze trochę, z dziecięciem śpiącym słodko w ramionach mamy, po czym uciekliśmy do domu – już bez zakupów, ku wielkiej uldze okrutnie zubożałego portfela (i Tatusia:))


A z innej beczki, pora na spóźnione zdjęcie numer 17 - z pierwszego pikniku Zosieńki :) 




p1

0,75! Bilansu to czas ;)

Że niby ułamki nie są fajne?
Przefajne są, powiadam! Zwłaszcza, jak wyznaczają kamienie milowe w rozwoju Dziecia :)

0,75! 3/4 roku. 9 miesięcy.
Ostatni kwartał niemowlęctwa rozpoczęty!
Niesamowite...!



Pora na króciutki bilans, by wiadomo było co i jak :)


Zofijka, 9 m-cy

  • waga: 8200g
  • wzrost: niezmierzony ;) rozm. ubranek: 74
  • zęby: nadal w drodze
  • włoski: czuprynka do najbujniejszych nie należy, ale za to włoski mięciutkie są i z miedzianym połyskiem... :)
  • zjada: ładnie, chętnie i bez grymaszenia - lubi to, niezmiennie :D ograniczeń pokarmowych niemal brak, nie dajemy jej jedynie miodu, grzybów i orzechów :)
  • mówi: baba, dadaaa, mama (wczoraj wołała wyciągając rączki, więc już jakby świadomie? <3), oooo!, ech? i mnóstwo niepojętych, dźwięcznych kombinacji
  • poruszanie się: raczkuje, pokonując przestrzeń w zawrotnym tempie, podciąga się do stania (rzadko), do klęku (stale), stoi przy meblach, huśta się postawiona w bujaku i na huśtawce
  • tematy pieluchowe: nocnik króluje! coraz rzadziej jakakolwiek zawartość ląduje w pieluszce, nawet przez 11 godzin w nocy potrafi się wstrzymać, a dopiero rano na nocniku zadziałać... szacun normalnie! :D
  • zabawy: "pisze pani na maszynie" i "robienie ciasta", czyli zabawy "masażowe" to hit :) przekładanie zabawek bez końca, podnoszenie i upuszczanie, prócz tego ukochane "a kuku!", wydawanie odgłosów zwierząt i zaczepianie stukającymi o podłogę palcami :) aczkolwiek ulubiona zabawa to chyba niezmiennie ganianie kota...;)
  • ulubione zabawki: piłeczki "jeżyki", żyrafka Sophie, żółwik do kąpieli, książeczka "Na wsi" i "Bardzo głodna gąsienica", ale i ze zwykłą tetrą wyczynia cuda ;)
  • zdrowie: pojawiła się alergia na brzuszku, nie mamy pojęcia na co. Wg. Pani Doktor nie wygląda to zupełnie na AZS, czy na skazę białkową. Obstawia czynniki zewnętrzne... mam nadzieję że winny jest dwukrotnie do prania użyty Jelp, bo strach nas oblatuje na samą myśl, że mogłaby to być Yuko- nasz koci futrzak to najmilejsza atrakcja dzieciowych dni, a i herbacianych... 
  • charakter: zaczynamy go poznawać ;] ale nadal Zosieńka jest przede wszystkim radosna :) Łatwo ją rozbawić, śmieje się dużo i często, zaczepia uśmiechem... :) jest szalenie towarzyska, nie przejawia póki co żadnego strachu wobec obcych, a za dziećmi wprost przepada! ciekawska, wszystkiego chce dotknąć choć jednym paluszkiem; odkrywa swoje ograniczenia - i rzecz jasna nie jest nimi zachwycona, ale bardzo zgrabnie oswaja te uczucia; spacery uwielbia, zwłaszcza gdy w pakiecie zawierają podsadzanie do co ciekawszych roślinek, głaskanie kory, wąchanie kwiatuszków i plac zabaw na deser ;] Zosia potrafi i lubi bawić się sama, czy to w łóżeczku, czy na podłodze - zabawki, książeczki i Zoś jest w swoim kolorowym świecie :) pobudki robi nam przed 5.00... ewidentnie świat ją fascynuje i zachwyca, a my staramy się podłapać jej perspektywę i pozachwycać się też :) 
  • ciekawostki: Zosieńka polubiła niezmiernie swoje łóżeczko, ostatnio gdy jest zmęczona wyciąga doń rączki, a po ułożeniu wierci się jakiś czas, prezentuje przedziwne akrobacji, koniec końców znajdując "swoją" pozycję i usypiając słodko :) 
oj, głodna była ta gąsienica...


p1

Uśmiech! ...Zosia, wiosna, kraszanki i słońce :)

Najwspanialszego poświątecznie! 
( ´ ▽ ` )ノ

Jak Wam minął ten czas? nie mogę się doczekać nadrobienia czytania, jestem szalenie ciekawa co u Was słychać!

Nam ostatni tydzień minął błyskawicznie, pod znakiem nieprzespanych nocy, pysznych wypieków (winnych braku snu, ale coś za coś! ;)), kolorowych kraszanek, Zosieńkowej radości i rodzinnych spotkań... Miły czas :) Ale mocno nadwyrężający matczyne siły...

W ultra-podsumowaniu:
- mazurki z mascarpone są absolutnie najlepsze! <3
- naturalne farbowanie jajek to przednia zabawa! nawet ocet nie przeszkadza ;)
- drewniane jajka nokautują klasyczne zabawki i cieszą dziecię do łez :P
- brak równości płci bywa korzystny - w piątek kobiety dostały wcześniej wychodne z pracy :P
- alergia jednak nie ominęła mego dziecka - plamy na brzuszku niewiadomego pochodzenia przewracają teraz naszą dietę do góry nogami
- wiosna, nareszcie porządna wiosna...!!!


Nadal jestem na sennym debecie, także pisanie jeszcze mnie przerasta, zwłaszcza że zanim odzyskałam pełną przytomność, już trzeba było gonić do pracy... Chciałabym tyyyyyyyle Wam opowiedzieć, ale zwyczajnie nie dam rady.
Zostawiam Was zatem z kilkoma Zosieńkowo-świątecznymi fotkami :)







16/52

najczęstsza minka Zosieńki, z nieodłącznym "ooo!"




p1

Zatrzymaj się. Odetchnij. Doceń.

Nigdy nie pozwól rzeczom, których pragniesz, przysłonić ci rzeczy, które masz.


Mamy cele, marzenia, dążenia. Wytyczamy sobie ścieżki, którymi konsekwentnie zmierzamy do kolejnych punktów, czekających „gdzieś tam”. Gdzieś po drodze, z uporem maniaka, gubimy sens.

Nauczeni jesteśmy patrzeć w przód. Bo przecież trzeba mieć cel, który ukierunkowywać będzie nasze kroki. Bo to nas definiuje i mówi „po co”… Bo boimy się niedookreślenia. Albo gorzej – bo tak bardzo przeraża nas nasza codzienność, że tylko kurczowa wiara w lepsze jutro dodaje nam sił. I wpatrujemy się w te nasze kolejne cele, idąc, biegnąć, pełznąc – bezlitośnie depcząc po drodze naszą teraźniejszość.

Bo „dziś” jest przecież tak niedoskonałe, wadliwe. Doskwiera brak czasu, brak funduszy, brak cierpliwości, brak „fajerwerków”. Jutro – o, jutro będziemy mieć więcej, jutro się tym nacieszymy, jutro świat będzie nasz! Więc byle do jutra… Odkładamy życie „na później”. Żyjemy od weekendu do weekendu, od święta do święta. Coraz rzadziej łapiąc oddech. Coraz częściej nawet uczucia odkładając „na weekend”. Jak trybiki jakieś marnej maszyny. Jak bardzo kiepski żart.

Kiedy tylko życie nieco zwalnia rytm, bo chwilowo osiągnęliśmy kolejny wytyczony punkt, powszedniość zakrada się niepostrzeżenie i osnuwa wszystko wokół. Wysysa całą radość i satysfakcję. Powszedniość niekoniecznie jest dostojna. Stabilne korzenie, nasze punkty zaczepienia, zbyt szybko obrastają rutyną i parszywieją. To taki tętniak naszej codzienności, rosnąca bomba z opóźnionym zapłonem. Powszednieją rozmowy, sprowadzając się do pustej wymiany bieżących informacji. Powszednieją małe, celebrowane niegdyś przyjemności. Powszednieją bliskie twarze. Powszednieje rytm domowych wieczorów.
Bo gdy patrzymy uparcie tylko w przód, nasza codzienność przestaje mieć znaczenie. Powszedniość=nijakość. W dodatku lubi wlec za sobą obojętność, sukcesywnie sprowadzając wszystkie barwy do odcieni szarości. Wydaje się, że jedynym sposobem, jest znaleźć sobie jak najszybciej nowy cel – i biec… 
Dokąd?

Stop.

Odetchnij. Rozejrzyj się.
Jesteś TU. Teraz. Nie ważne gdzie chciałbyś być, nie ważne co chciałbyś mieć, co robić i jak wiele jeszcze założyłeś sobie „do osiągnięcia”, czy „do poprawy”. Jesteś tu. Ten mały wycinek świata, czasu i przestrzeni – jest Twój. Zaakceptuj go. Polub choć trochę. Uśmiechnij się do niego. Zdziwisz się, jak szybko odpowie uśmiechem. Ekspedientki w sklepie, kontrolera, dziecka na ulicy, a przede wszystkim Twoich bliskich. Z tego Tu i tego Teraz wyciśnij co się da – a zawsze da się więcej niż myślisz.

Jutro? Jutro może nas już nie być.

Więc zatrzymaj się na chwilę. Przypomnij sobie, co jest ważne.
Spójrz w oczy dziecka. Pozwól oczarować się jego uśmiechem. Daj się obezwładnić miłości. Kiedy ostatnio była Twoim numerem 1? To życie – ten wspaniały mały człowiek – istnieje dzięki Tobie! I w jego oczach Ty właśnie jesteś Wszystkim. Masz nieograniczoną moc, mądrość i siłę! Ożywiasz cienie, oswajasz strachy, a całusem uśmierzasz ból… 
Spójrz na świat oczyma dziecka – i zachwyć się nim. 
Spójrz w zmęczoną twarz ukochanej osoby – i przypomnij sobie, co tak faktycznie znaczy kochać. 
Spójrz na to, ile masz. Doceń każdy, maleńki fragment swego życia. I żyj, nie czekaj!

*Źródło*
Szczęście nigdy nie przyjdzie do tych, którzy nie potrafią docenić tego, co już mają


Chcesz coś zmienić? Ależ zmieniaj! Marz, planuj, działaj! Ale żyj dziś, a nie dopiero gdy „coś” osiągniesz. Bo nam, ludziom, zawsze mało. Zawsze znajdziemy dobry powód, by odłożyć życie na lepsze „później”. Tylko że za tą linią, która zdefiniuje szczyt Twoich dążeń, nie czeka raj – czeka pustka. 
Twój czas, to ta chwila którą masz w dłoniach. Nie ważne jak krótka – możesz ją wypełnić zawsze tym, co najlepsze. Uśmiech, ciepłe słowo, drobny gest, głupi kwiatek, krótki taniec – te najbardziej niepozorne „dodatki” to przecież czysta esencja życia. 
Nie chrzań tego. Żyj :)

Banalne, a jakże. Ale ta banalna wiedza najszybciej ulatuje z głowy… 
Tekst pisany w potrzebie chwili. I w nadziei, że może komuś też się przyda


:)



wschód słońca... tak się wita nowy dzień!

p1

Dżungla, krokodyl i kokosanki… czyli bobas w teatrze!

*

„Puszek. To imię dość popularne. Szczególnie dla Pieska, czy Kotka… Ale dla Krokodyla?” – tak zaczyna się opis spektaklu BTL skierowanego do najmłodszych widzów. Imię Puszek bardzo nam odpowiada – Zosia uwielbia swego puszystego krokodyla :) A skoro spektakl dla „najmłodszych”, to postanowiliśmy przetestować, czy 8,5 miesięczne dziecię może pokochać teatr… W minioną sobotę było nam dane się przekonać :)

Pokochało! A jakże!

Spektakl "Puszek" w reżyserii Laury Słabińskiej powstał w oparciu o sztukę Marty Guśniowskiej, bajkopisarki, znakomitej autorki sztuk dla dzieci – której bajki po prostu kochamy!


…Sztuka zaczyna się już w hallu, kiedy po wejściu do budynku, widzowie – i ci maleńcy, i ci całkiem dorośli – zdejmują buty i kurtki, po czym para aktorów (rewelacyjny Ryszard Doliński i Iwona Szczęsna) z wesołymi okrzykami schodzi po schodach, i zabiera ze sobą publiczność… do dżungli. Po przejściu przez, najwyraźniej magiczny, ciemny korytarzyk, wychodzimy prosto na gąszcz lian, za którymi otwiera się polanka. Zieleń trawy i wiszących wokół lian kontrastuje pięknie z czernią tła tej pluszowej scenerii. Pośrodku stoi ogromne drzewo, a nieopodal niego trawa usłana jest poduszeczkami, takimi w sam raz pod małe (i większe ;)) pupki. Aktorzy, w strojach prosto z safari (nie wnikajmy :P), zaczynają czarować! Dołącza do nich po chwili tytułowy Puszek, urocza krokodylowa lalka! Puszek jest zielony, wielki i puchaty <3 nieco bardziej przypomina smoka niż krokodyla, a to pewnie przez wysublimowany gust kulinarny – żywienie się wyłącznie kokosankami wywiera zgubny wpływ nawet na krokodylą talię ;) ale dzieciom wcale to nie przeszkadza! Reagują żywiołowo, Zośka pohukuje i wyrywa się w kierunku sympatycznej paszczy;) Krokodyl okazuje się być niezmiernie przytulaśny, na szczęście maluszki na widowni są odważne i chętne do ocieplenia relacji z Zielonym Stworem ^^ Spektakl rozwija się, młodzi widzowie są proszeni o poszukanie wśród lian ciastek na śniadanie dla Puszka (5 kokosanek, koniecznie!) Potem mamy krokodylowy ból zęba i paniczny strach przed dentystą… Do akcji wkracza sprytna papuga, szaman – Szaman Szamański – z którym wspólnie dzieci odtańczają taniec ozdrowienia (niezwykle skuteczny, bo po tańcu nikogo nic nie boli! ;P z wyjątkiem Puszkowego zęba…), pomysłowa małpa… a w końcu i pani dentystka :)

*źródło*

Nasze wrażenia były bardzo, bardzo pozytywne! Zosieńka była najmłodsza na widowni, co zupełnie nie przeszkadzało – mam wrażenie, że była dużo bardziej zaangażowana i zainteresowana akcją, niż niektóre starsze dzieci. Przytulne pomieszczenie, gra świateł, obecność innych dzieci, muzyka (reggae!) i przede wszystkim wielka, gadająca przytulanka – to przepis na miłość maleńkiego amatora sztuki ;D Spektakl trwał dokładnie tyle, ile powinien, by utrzymać zainteresowanie dzieci – zaledwie pół godziny. A po zakończeniu przedstawienia można było poraczkować po najprawdziwszej teatralnej dżungli! I zrobić sobie zdjęcie z Puszkiem i sympatycznymi aktorami! I nawet pomacać krokodyle zęby… Ha! Już Zośka by je raz-dwa wyleczyła… ;]

A i rodzice mieli okazję się pośmiać (tylko częściowo z własnego dziecięcia :P). W dodatku dowiedzieliśmy się, że na wyprawę do dżungli zabrać trzeba koniecznie kokosanki i parasol – i nie oceniać krokodyli po zębach! ;)



...a zostały jeszcze te kokosanki?

...jak to "zjedli"? :|

dobra Puszku, pokaż zęba, wyleczymy! ;]

Wielkie brawa należą się całej ekipie! Dziękujemy zarówno reżyserce, pani Laurze Słabińskiej, jak i dyrektorowi teatru, panu Markowi Waszkielowi – za to, że myśli o tej swojej najmłodszej publiczności (jak to czule określa, „najnajach”). Jesteśmy oczarowani!


Teraz musimy koniecznie wybrać się na „Misiaczka”, „Jasno/Ciemno” (gościnny spektakl) i „Pana Brzuchatka”! A wszystkich Was, którzy zastanawiacie się, czy sztuka dedykowana najmłodszym widzom jest warta zachodu – namawiam gorąco do wybrania się! Bo JEST, naprawdę jest warta!

Zosieńka po spektaklu była niesamowicie skupiona
- zdawała się kontemplować przesłanie i porządkować pakiet wrażeń :)

Teatr lalek to sztuka bez ograniczeń! ...w każdym razie wiekowych :)


PS. Niedzielne zdjęcie, numer 15/52:

pełny pakiet: nieodłączna piłeczka, rozgadana buźka i poza raczkującego sprintera ;)

...no dobra, nie mogę się powstrzymać, dołączam jeszcze w bonusie:

...kombinuję...
a to jest zdjęcie, które powinno być głównym, ale zbyt mało twarzowe na portret :P
tej kochanej wyścigówki zwyczajnie nie da się uchwycić! 

p1

ReMoved - poruszyć tę najczulszą strunę...



Jak wiele uczuć może nieść w sobie niespełna 13 minutowy film?

Zbyt wiele.
W wyważony, najdelikatniejszy sposób, ten nadmiar jest dokładnie taką dawką, jakiej potrzebuje świat.

"Czasem ktoś krzywdzi cię tak bardzo, że przestajesz odczuwać nawet ból. Do czasu, gdy coś sprawi, że znów zaczniesz czuć.
A wtedy to wszystko powraca." 

Nathanael Matanick zobrazował coś, co porusza bezpośrednio najczulszą strunę duszy. Historia pozwala nam niemal fizycznie odczuć dziecięcy strach, zagubienie, krzywdę, ból, bunt, rozdzielenie, desperację - i ten ledwie tlący się płomyk nadziei. Abby White, z dziecięcą naturalnością i profesjonalizmem większym niż ogromna część aktorskiego świata, poprowadziła nas ścieżką, którą każdego dnia przechodzi tak wiele dzieci... 

Matanick powiedział, że "ReMoved" dedykowane jest podniesieniu świadomości, dodaniu odwagi i wsparciu szkolenia rodzin zastępczych. Jednak film ten niesie w sobie dużo więcej... nie tylko dla rodziców zastępczych, nie tylko w kontekście adopcji, a dla wszystkich. Ponieważ podstawowy przekaz jest uniwersalny - pokazuje jak trwale wypala się w duszy dziecka doświadczenie przemocy. A przemoc to o wiele, wiele więcej, niż tylko przemoc fizyczna. Częsty krzyk, obrażanie, deptanie godności i poczucia wartości, odrzucenie, ignorowanie, jak również terroryzowanie i krzywdzenie bliskich dziecka w jego obecności - to wszystko jest przemoc. 
Okalecza, wyniszcza - i stale powraca.

"Jestem niewidzialna, niesłyszalna, niechciana. Tym właśnie jestem, jeśli w ogóle jestem czymkolwiek."


Jak wiele cierpliwości, miłości i trudu wymaga zaleczenie tych ran...


Film jest mistrzowski. Wzrusza do łez, wdziera się w myśli i zostaje na długo. Każdemu, kto jeszcze go nie widział, polecam gorąco... aczkolwiek bez porządnego zapasu chusteczek lepiej nie zaczynajcie.


Każde dziecko zasługuje na miłość.
Przeszłość, ból i strach, nie muszą definiować ich przyszłości.
Lecz budowanie nowej wymaga naszej pomocy... 


PS. Niedzielne zdjęcie Zosi - 14/52 - znajduje się TU. A tutaj w drodze wyjątku zamieszczę inne, weekendowe, nie portretowe, a zwyczajnie ciepło-czułe.




p1

Akademia Bezpiecznego Malucha - i co my na to? ;)



W miniony wtorek miałam okazję uczestniczyć w Akademii w ramach Kampanii Bezpieczny Maluch – w końcu! I nareszcie była szansa spotkać „oko w oko” pana Pawła Zawitkowskiego – którego pracę niezmiernie szanuję i lubię (co nie znaczy, że traktuję jego słowa jako ostateczną wyrocznię i niezachwiany bastion nieomylnej słuszności, ale sam przecież pochwala zasadę ograniczonego zaufania… J). O  tym, jak bardzo chciałam się tam znaleźć, świadczy choćby to, że musiałam wziąć urlop ;) Warto było? Hmm, przyjrzyjmy się…
Zajęcia dla mam z maluszkami – tak, w znacznej mierze dosłownie – odbywały się w ciągu dnia, w ambitnie założonych ramach godzinowych 11.00-14.00. Oczywiście ambitnie nie znaczy realnie, spotkanie skończyło się zatem po 15.00 ;) Ale pan Ratownik bardzo się starał przypominać prelegentom o czasie, naprawdę ;) Warsztaty dla mam z Brzuszkiem były prowadzone wieczorową porą – na tych nie byłam rzecz jasna obecna (nie blokujemy miejsc niepotrzebnie), więc wypowiem się jedynie o Akademii.


Plan spotkania prezentował się następująco:
  • {  "Bezpieczeństwo dziecka podczas podróży", czyli warsztaty prowadzone przez eksperta fotelikowego reprezentującego firmę Maxi-Cosi
  • {  „Wykład” – a może bardziej rozmowa – z panem Pawłem Zawitkowskim
  • {  Informacje na temat żywienia dzieci po 1 roku życia, przekazane nam przez sympatyczną i znają powszechnie w środowisku mam naszego regionu, panią Tereskę Markowską, z wstawką dot. mleka następnego Enfamil, przekazaną przez reprezentantkę firmy Mead Johnson Nutrition
  • {  „Warsztat” – a w zasadzie wykład – z pierwszej pomocy, prowadzone przez ratownika medycznego Kampanii Bezpieczny Maluch (Medikurs)
No to po kolei!

  1. Temat fotelikowy… przedstawię w wielkim skrócie, ponieważ jestem właśnie w trakcie tworzenia wpisu temu dedykowanego i zwyczajnie za dużo mam do przekazania… :P Dobrze, że ten temat został poruszony, bo wielu rodziców nie wie nadal o znaczeniu jak najdłuższego przewożenia dzieci tyłem do kierunku jazdy, ani o erze I-size (nowa europejska regulacja bezpieczeństwa). Poza tym podkreślenie prawidłowego, mocnego zaciągania pasów fotelika (reguła szczypnięcia – jeśli możemy uszczypnąć szelki dziecka, znaczy że trzeba docisnąć), wytłumaczenie dlaczego nie wolno za szybko przesadzać dziecka do większych fotelików i jakie to niesie ryzyko, a także przekazanie dlaczego lepiej jednak inwestować w kilka kolejnych fotelików, niż takie szeroko-przedziałowe „kombajny”. Acha, no i chwali się dobitnie powiedziane NIE „poddupnikom” używanym zamiast fotelików dla większych dzieci (brr…). Aha, na pytanie o najbezpieczniejsze miejsce w samochodzie na montowanie fotelika usłyszeliśmy, że to tył za pasażerem. Warto jednak pamiętać, że warsztat prowadzony przez sponsora nie może być w pełni obiektywny i warto przekazaną wiedzę jeszcze pogłębić/ zweryfikować po zajęciach we własnym zakresie, z nieco bardziej niezależnych źródeł ;) Ale nareszcie ktoś mówi ludziom szerzej o RWF! Alleluja!

  2. Pan Paweł Zawitkowski zaczarował tłumek rodziców i dzieci swoją naturalną, bezpretensjonalną postawą i otwartością. Wiedzę ma tak szeroką, że mówić może godzinami na każdy chyba temat – a ja z chęcią na taki wielogodzinny wykład bym poszła! Niestety czas był ograniczony, więc w przerwach i po spotkaniu wianuszek wokół stoiska był gęsty i dyskusje toczyły się nadal ;) Parę poruszonych punktów:
    -         Szerokie pieluchowanie – na NIE (ale nie chodzi o wykluczenie pieluch wielorazowych, tylko nie ładowanie za grubych wkładów); trzeba pozwolić dziecku na pełny zakres ruchu, stawy rozwijają się podczas ćwiczeń, a nie w unieruchomieniu
    -        Sugestia do wypróbowania – kiedy poznamy już nasze dziecko na tyle, by wiedzieć w jakim mniej więcej czasie od posiłku/ pojenia się załatwia, warto po tym momencie zdjąć pieluszkę i pozwolić dziecku na doświadczanie bodźców całym ciałkiem, niech ma pełną swobodę ruchu i odczuwania; u nas wypróbowane wczoraj, zakończone po jakichś 15 minutach, kiedy Zosiny pęcherz uznał jednak, że ma coś jeszcze do dodania… :P ale nie zrażamy się J
    -       Coś co mnie zaskoczyło – NIE dla obuwia profilaktycznego; Pan Paweł porównał to do wpływu, jaki na nasze kończyny wywiera unieruchomienie w gipsie… stópki nie mogą być w takim usztywnieniu, stawy muszą pracować, reagować na obciążenia; brzmi logicznie, choć przyznam że sama nie wiem, korciło mnie dla Zosi takie np. obuwie Postęp… może po prostu na wyjścia wybierzemy takie, ale nie pozwolimy za długo nosić? Nie dopytywałam później o to, wypadło mi z głowy, niestety
    -        Wiek biologiczny nie jest równy wiekowi  metrykalnemu – pamiętajmy o tym i nie mierzmy rozwoju dziecka według tygodni/miesięcy tak dobitnie.
    -       Naturalna stymulacja dziecka – taka jak kręcenie głową na boki (porównanie do huśtania się z zamkniętymi oczami – odlot :P), ciąganie włosków/uszka itp. – to coś normalnego, nie karćmy, nie blokujmy; niepokoić może nagminne, nieustanne powtarzanie, nie tylko np. kiedy dziecko jest zmęczone, albo w określonym momencie dnia – ale ogólnie w pewnym wieku to po prostu naturalna sprawa; dziecko samo sobie w takim sposób krzywdy nie zrobi J
    -       Pamiętać trzeba o szacunku do dziecka i traktowaniu go ze spokojem, bez gwałtowności
    -        Kiedy przychodzimy do lekarza ortopedy czy fizjoterapeuty, a ten w pośpiechu (bo kolejka jak z Gdańska do Krakowa) od razu każe rozbierać dziecko i „zabiera się” do badania – lepiej pójść gdzieś indziej, bo naturalnym jest, że dziecko zaskoczone zepnie się i będzie się bronić, a nie współpracować (cyt. „spróbujcie na plaży zakraść się do opalającej się kobiety i rozchylić jej kolana…”); generalna reguła: u lekarza trzeba poczekać z badaniem do momentu, aż dziecko „wypuści powietrze” i się rozluźni widząc, że nie dzieje mu się nic złego J
    -         Foteliki rowerowe – a jakże! ;) absolutnie nie wcześniej niż 1,5 roku, bo wszystkie wstrząsy dziecko bezpośrednio przyjmuje na kręgosłup… także uważać też  trzeba PO CZYM się jedzie i jak; i nigdy nie można jechać z dzieckiem, które zasnęło w foteliku (wtedy, prosta sprawa: rozkładamy kocyk, wyciągamy kanapeczki, termosik, książkę… i odpoczywamy razem z dzieckiem :P); dla młodszych dzieci pan Paweł zaleca wyłącznie przyczepki
    -         Żadnego, absolutnie żadnego dawania dziecku jeść czy pić podczas jazdy samochodem! Zawsze najpierw się zatrzymać; z resztą ta zasady tyczy się również nas samych J
    -         Nie potrząsamy dzieckiem, nie bujamy wprowadzając w bezlitosne drgania w fotelikach czy wózkach, nie usypiamy tak! Jeśli chcemy ululać dziecko ruchem, to przytulmy do siebie i kołyszmy się sami wraz z nim (Zosi ulubiona metoda nadal…).
    … i mogłabym tak długo, dłuuuugo, ale już i tak elaborat wyszedł… polecam posłuchać na żywo!
  3.  

    O żywieniu dzieci powiedziano wiele, Pani Tereska jak zawsze tryskająca humorem i zaangażowana w temat – tak bardzo, że czasu oczywiście zabrakło na przerobienie chyba połowy materiału ;) mnie tam i tak najbardziej pasował tekst odpowiadający naszemu żywieniu – tj. BLW – „co było, to jadło!” :P (anegdotka z kościoła, jak to podchodzi starowinka do konfesjonału, i artystycznym szeptem słyszalnym tradycyjnie na pół kościoła, mówi: „proszę księdza, ja mięso w piątek jadła!”, na co ksiądz wychyla się z konfesjonału: „co miała to jadła, grzechy proszę mówić!”)

    Enfamil – wysławiony pod niebiosa przez przedstawicielkę producenta, niestety sama pani przedstawicielka pozostawała w wizualnej sprzeczności z głoszonym tematem zdrowego żywienia (może to niewłaściwe i przykro to mówić, ale gdyby owa pani wyglądała choć w miarę zdrowo, to nie wspomniałabym, naprawdę – niestety była tak przerażająco chuda, tak anorektycznie nieproporcjonalna, że no nijak nie szło… zwłaszcza kiedy skwitowała wykład pani Tereski tym, że ona sama jest żywym przykładem „że można”, bowiem jako dziecko była grubsza i wyglądała potwornie…)
  4. Pierwsza pomoc, nareszcie!
    Warsztat szalenie potrzebny, świetnie zaprezentowany, ale… ale. Bez przećwiczenia, jedynie obserwowaliśmy, a wiedza podawana była tak szybko, że nie wszystko zdążyłam zanotować… Tak, byliśmy już dawno po czasie. Ale to przecież kluczowy punkt programu! Mam nadzieję, że to co zostało przekazane uda mi się zapamiętać na trwałe – acz mam też nadzieję, że nikt z nas nigdy nie będzie musiał przećwiczyć tej umiejętności w życiu… Niemniej przekazana treść była naprawdę ważna, dowiedzieliśmy się jak postępować w przypadku:
    -        Bezdechu (stymulacja – dotyk, podrażnienie podeszwy stopy, dmuchnięcie z bliska miedzy nosek i usta, głowa dół, a jeśli nie ma efektu – max. 5 oddechów ratowniczych (niemowlę usta-nos, dziecko usta i zatkany nosek), po udrożnieniu dróg oddechowych – u niemowląt poprzez podłożenie dłoni pod łopatki leżącego maluszka, u dzieci poprzez maksymalne odchylenie głowy do tyłu)
    -         Ciała obcego w drogach oddechowych (pamiętajmy, że niemowlę skazane jest na naszą pomoc, ponieważ nie ma wykształconego efektywnego odruchu kaszlu! Nie można zwlekać z udzieleniem pomocy! A mleko to też ciało obce…)
    -        Utraty przytomności (gdy potrzebna resuscytacja, reguła 5 oddechów ratowniczych, tel. na pogotowie i 30 uciśnięć x 2 wdechy)
    -        Użądleń (jeśli w okolicy jamy ustnej, to oprócz natychmiastowego wezwania pogotowia, podawać powoli zimną wodę do picia i schładzać okładami, po wcześniejszym usunięciu żądła jeśli się dało; warto wyposażyć się w aspirator jadu!)
    -         Wysokiej gorączki (zimne okłady na ramiona i pachwiny, nie wkładać dziecka do zimnej wody!)
  5. Na koniec był konkurs. Herbaciana nie wygrała nic, ale ma za to szczęście w miłości, więc nie bierze do głowy ;)) a tym, którzy wygrali, gratuluję serdecznie! :D

W przerwach oczywiście były przymiarki  do fotelików i wózka, rozmowy ze specjalistami, stoisko „MAMO TATO co Ty na to?” i stoiska informacyjne sponsorów.




Uff…

Co bym zmieniła? Kolejność. Na warsztaty przyszli rodzice z dziećmi, kobiety w ciąży (mimo, że ich część była w innym czasie), wiadome było, że tak długie spotkanie jest dużym obciążeniem. W przypadku takiego układu warto byłoby, moim zdaniem, zacząć od pierwszej pomocy i wykładu Pawła Zawitkowskiego, żeby nie spieszyć się i by każdy miał możliwość wynieść z tego jak najwięcej.  Potem było różnie, dzieci męczyły się (Zosia na szczęście poszła z dziadkiem na spacer kiedy była senna, ale nie każdy miał taki luksus…), rodzice także. Każdy chciał zostać do końca, nie każdy mógł. No a pierwsza pomoc nie jest tematem do przekazywania w pośpiechu…
Ale to detal :) Świetnie, że są takie warsztaty!


Czy zatem było warto? Pewnie, że warto!
Polecam wszystkim gorąco udział w Akademii J

A organizatorom i sponsorom dziękujemy za tak wartościowe spotkanie!

PS. Zosia i herbaciana dziękują Zosieńkowym Dziadkom, dzięki którym naprawdę w pełni skorzystać mogłyśmy z warsztatów... <3 

p1

Doudou - duś duś ;) (& 13/52)

Jeszcze nie śpię, jeszcze patrzę! Ledwie, co chwilę podrywam opadającą głowę, ale jeszcze chwilkę... :)

Dlatego w końcu opiszę Wam Zosieńkowe spotkanie z Przyjacielem Doudou :) 
Miś Chocolat przywędrował do nas dzięki Bebusiowej Krainie i urodzinowym konkursie :) Pierwszy raz coś wygrałyśmy w blogowych zmaganiach! A ile było frajdy z robienia karteczki Bartusiowi :)))
Z resztą, zobaczcie sami:



A tak wyglądał efekt finalny:


Firma Oops- do it again Polska bardzo pozytywnie nas zaskoczyła :) Kontakt bardzo miły, przesyłka błyskawiczna... a jakość produktu zachwycająca :)
Ale co ja tam będę klawiaturę dręczyć, Zosieńka daje najlepszą recenzję:

Miś w Stanie Surowym (wyprany i wyczesany, mięciutko-czarujący :))

Od czego należy zacząć? Wiadomo, od certyfikatu!
Porządny, nie żadne China Export! :)
  
Buciki to podstawa :) Eleganckie, niebieściutkie...

O, a tu Miś ma oczko! tutaj nosek!

Mięciutkie, cudnie się tarmosi! ^ ^

...żywiołowa radość ;)

...;)


Czy Miś spełni swoje zadanie i stanie się nocnym towarzyszem? Nie wiem, na razie Zosia utrzymuje nocny sojusz z mleczarnią, nie potrzebując innych tulisiowych doznań, ale z czasem na pewno się to zmieni :) Póki co, Miś celująco zdaje testy zabawki-podrzucajki, a mięciutka chusteczka wywołuje niezmiennie uśmiech, gdy dotyka buźki dziecięcia... :)
Ogółem: Lubimy!

Dziękujemy ślicznie Bebusiowej Krainie i Oops -do it again Polska! :)


A na deser dołączam wrzucone wczoraj do zakładki 2014 w portretach zdjęci 13/52.
13! uwierzycie?



PS. Dziś byłyśmy w końcu na Akademii "Bezpieczny Maluch", wrażenia niebawem!
Senne, herbaciane buziaki... ;)

p1