Kulturalne targowanie - ba, jeszcze jak! W końcu to Międzynarodowe Targi Książki były! :)
2 tygodnie temu - tak, wiem, post z haniebnym poślizgiem, ale czas nie zna litości... - po "Puszku" nie było nam dość wrażeń, a że do Opery z Teatru rzut beretem (i to nawet nie taki z siłą miotacza ;)), poszliśmy na Targi.
Rety, jak ja kocham książki! <3
*.* |
Targi to taki raj dla duszy, a piekło dla portfela. Mimo zniżek – bo przecież wszyscy wiemy, jak działają promocje na wygłodniałe mózgi :P Aby wyrwać się z matni tych kontrastowych emocji, dokonaliśmy jedynego rozsądnego podziału: herbaciana wraz z Zosieńką buszowały i wybierały, a Tatuś dzielnie dzierżył niknący w oczach portfel… i nawet wspierał wybory! Ci tatusiowie to czasem naprawdę odporne Bestyjki są :) Co nas zachwyciło?
Pomelo, jak zawsze, bo wiedzieliśmy z zajączkowych szeptów, że coś w temacie różowych słoni zamieszkujących grządki zbliżało się susami w kierunku naszej specjalnej, dedykowanej półeczki… ;) A jak my tego słonika kochamy, to temat na osobnego posta <3
Muminki (oczywiście)! I całe stoisko Wydawnictwa EneDueRabe. Rety, jak cudniaszcze są skandynawskie książeczki! Nawet tak niezwykłe, jak „Włosy Mamy” – przepięknie ilustrowana, ale jak trudna i przejmująca książka dotykająca problemu depresji rodzica. Niektóre z tych książek, jak np. „Zły Pan”, wbijają w fotel ogromem trudnych tematów jakie poruszają, budząc też sporo obaw o to, czy aby są one dobrym wyborem dla dzieci… Jednak są przecież polecane przez terapeutów. Obawy te uspokaja m.in. artykuł z Wysokich Obcasów, dostępny TU. „Kiedy czytałam tę książkę dorosłym, byli przerażeni, część wyszła z sali, niektórzy płakali. A dzieci się śmieją. Dla nich to po prostu bajka o chłopcu, który pokonuje Złego Pana.” Może coś w tym jest? Dzieci inaczej przecież odczuwają świat…
Wszystkie książki tego wydawnictwa mogłabym czytać i oglądać godzinami… Na pewno będziemy z czasem poszerzać Zosieńkową biblioteczkę o te pozycje. Póki co, jej półeczkę ubogaciły „Książka o Mimbli, Muminku i Małej Mi – co było potem?” i „Kto pocieszy Maciupka?”, czyli Tove Jansson czaruje niezmiennie :) Córcia musi co prawda jeszcze troszkę na nie poczekać...
Zauroczyła nas także „Bardzo głodna gąsienica” Erica Carle – kiedy Babunia Zosieńki po książkę wróciła już jej nie było. Zajączek jednak przytargał ją naszej córci i od Świąt nie ma dnia bez Gąsienicy :)
Następnie Zosieńka upodobała sobie Pirata przy stoisku Wydawnictwa BIS. No, prawdę mówiąc to najbardziej upodobała sobie jedną z Pań ;) I kaczuszkę origami dostała! :D
Jednak punktem kulminacyjnym było dla nas stoisko Mind&Dream... Stoisko poświęcone było jednej tylko książce. Błąd. AŻ jednej książce.…
ale o tym opowiem Wam jutro!
(daleko mi do tanich chwytów marketingowych, po prostu padam na nos i całkiem już nie kontaktuję....:P)
PS. Zosieńka po około 20 minutach zasnęła, jakby ktoś odłączył jej zasilanie – nie wiem dlaczego, ale to kolejny raz, kiedy w budynku Opery usypia snem twardym i błogim… widać kultura mocno na nią działa ;) zatem obejrzeliśmy jeszcze trochę, z dziecięciem śpiącym słodko w ramionach mamy, po czym uciekliśmy do domu – już bez zakupów, ku wielkiej uldze okrutnie zubożałego portfela (i Tatusia:))
A z innej beczki, pora na spóźnione zdjęcie numer 17 - z pierwszego pikniku Zosieńki :)