Zaczęłam pisać o kilku ważnych sprawach, którymi chciałabym się z Wami podzielić... ale przestałam.

Przestałam, bo przypomniałam sobie fragment książki, który dziś przeczytałam.

Znacie "Babcie i Aniołowie" Eduarda Martina?
Jeśli nie - przedstawię Was sobie :)

Fragment z rozmowy zatytułowanej "Receptura":

Wnuk usiadł przy stole, wdrapał się na krzesełko i zabrał się do jedzenia, mówiąc:
- Kiedy jem, to jem.
- Co mówisz? - zdziwiłam się.
- Tak mówi ten dziadunio obok - oznajmił.
Słowem "dziadunio" określamy naszego sąsiada, który ma dziewięćdziesiąt trzy lata (...).
- Dziadunio mówi zawsze, gdy siada przy stole: "Kiedy jem, to jem".
Przypomniałam sobie, że kilkakrotnie zaniosłam mu jakiś posiłek, kiedy wyjątkowo był chory, i rzeczywiście, zanim zabrał się do jedzenia, wygłaszał tę swoją formułę, jakby chciał wypowiedzieć jakieś bajkowe zaklęcie.
- Kiedy jem, to jem.
Wnuk wymawiał to z lubością i jadł w skupieniu.
Naśladował sposób jedzenia naszego sąsiada.
Przejechał też rączką po ustach, jakby wycierał sobie wąsiki, tak jak to robi sąsiad.
Uśmiechałam się, widząc, jak mu smakuje.
I przyszło mi na myśl, czy owo zrównoważenie, a kto wie, czy także długi wiek i dziarskość naszego sąsiada nie mają związku z tym jego porzekadłem. Cokolwiek robi, takie mam wrażenie, skupia się tylko na tym i stara się to wykonać jak najlepiej, czy to większą, czy mniejszą rzecz, jak staranne przeżuwanie w czasie jedzenia, które wnuk teraz tak zabawnie naśladuje.
Często się rozpraszamy... Wykonując jedną rzecz, mamy skłonność do zajmowania się drugą... żeby za chwilę przejść do trzeciej...
Sąsiad nie.
Wykonuje to, co przedsięwziął.
Wykonuje to w skupieniu i dokładnie i nie rozprasza się, a potem jest zadowolony z tego, co zrobił.
Kiedy zrywa owoce na drabinie, to zrywa owoce, być może dlatego, mimo swego wieku, nie chwieje się i, o ile mi wiadomo, nigdy jeszcze nie spadł.
Kiedy mówi, myśli o tym, o czym mówi.
Być może właśnie dlatego tak radośnie się z nim rozmawia i tak wielu ludzi przychodzi do niego po radę.
Ja, kiedy myję naczynia, już myślę o tym, że będę gotować, a kiedy gotuję, myślę o tym, co będę prać...
Owo "skoncentrować się" może znaczyć: "zharmonizować się".
Bo wtedy człowiek może być bardziej zadowolony z tego, co robi, a nie stresuje się czymś, co jeszcze nie jest gotowe, nie pozwala tym stresem psuć sobie satysfakcji z tego, co mu się udaje.
- Kiedy jem, to jem.
- Kiedy zabieram się do pracy, to pracuję.
- Kiedy odpoczywam, to odpoczywam.
Wnuk rzeczywiście "je obiad".
Nie wykonuje jedynie "śród-czynności" między dwiema innymi czynnościami.
Je obiad z radością.
Z rozkoszą.
Delektuje się naszym dzisiejszym obiadem.
Znów pogładził sobie "wąsiki".
Tylu rzeczy uczymy dzieci mimo woli...
Bezwiednie, niedostrzegalnie, odruchowo.
(...)
Czas nie przyśpiesza.
To my przyśpieszamy.
Czy nie zdarza się nam czasem, że jesteśmy tak szybcy, iż nie potrafi nas dogonić nawet nasza radość?


...Prawdziwe, czyż nie?
Właśnie dlatego nie napiszę Wam dziś o tym, o czym zamierzałam. Bo nie skupiłabym się na tym w pełni.
Bo teraz wiem, co chcę zrobić - i co zrobię za moment.

Chcę przytulić się do męża i do córeczki. Chcę móc powiedzieć "Kiedy tulę, to tulę" - i robić tylko i wyłącznie to. Kiedyś przychodziło mi to łatwiej... Teraz, jak pewnie każda matka, mam w głowie permanentną gonitwę myśli, kiedy zasypiam układam logistyczne puzzle planu kolejnego dnia, kiedy budzę się rano i zabawiam jeszcze chwilę w łóżku Zosieńkę, myślę w co ją ubiorę, ile mamy czasu do karmienia, co zrobić w domu zanim wyjdziemy na spacer, co kupić, co zrobić na obiad... I dopiero po przeczytaniu tak prostego tekstu, zdałam sobie sprawę, jaki robię błąd. Ile cennych chwil z córcią ucieka mi w taki sposób?
Od dziś chcę to zmienić i wprowadzić w życiu skupienie na przeżywaniu (i przeżuwaniu też, a jakże ;)).

I wyodrębnić w czasie doby chwile na "kiedy planuję, to planuję." ;P
("in the zone" mode :P)
ściągnięte z tablicy Nieperfekcyjnej Mamy :)

A jutro, mam nadzieję, znajdę moment, by faktycznie tak po prostu "pisać". Zdradzę, że temat będzie kosmetyczny :)

Spokojnej nocy!


PS. Jak to dobrze, że Zosia nie ma takich dylematów... Ona zawsze jak je, to je! ;P



14 komentarzy:

  1. Dobrze, że człowiekowi czasem wpadnie taka lektura, że zapali się światełko, że się zatrzyma i poobserwuje swoje "teraz". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano bardzo dobrze! niby prawda znana jak świat, ale czasem tak łopatologicznie trzeba... :)

      Usuń
  2. Bardzo to oczywiście mądre i warte choćby próby wprowadzania w życie. Jednak czy mamie to się ma prawo udać?! Trochę wątpię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba ma... tylko wtedy zwalnia bieg wszystkich pozostałych spraw, co niestety pozbawia "czasu wolnego" bez reszty :P
      Będę kombinować ;)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. z łapaniem chwil? :) czy z tym co w matczynej głowie siedzi? ;)

      Usuń
  4. bycie tu i teraz jest domeną wielkich mistrzów:) ja próbuję być w rzeczach, które aktualnie wykonuję, to trudna sztuka, ale warto się jej poświęcić. Praktykuję z różnym skutkiem, ale jak się udaje to jest ogromna satysfakcja:) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy naprawdę przeżyty moment ma jednak inny smak... :) ciężko, ale warto!

      Usuń
  5. Sens w tym duży jest. Aż mnie nieco rozbawiłaś :)
    http://femmexlikexme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, mnie też to dopada. W ciąży to ogólnie się kiepsko sypia, ale ten czas zajmują mi właśnie sprawy organizacyjne. Pomaga mi trochę prowadzenie kalendarza i wszelakich list. Wtedy mogę wyłączyć tryb czuwania, bo kalendarz mi przypomina o zadaniach, listy o rzeczach do załatwienia czy kupienia. Jakoś idzie to trochę ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi już nawet listy nie pomagają, bo Zośka co chwilę weryfikuje każdy naszkicowany plan ;)) Trzeba kombinować na bieżąco :P
      Co jak co, ale elastyczności macierzyństwo uczy na pewno :D

      Usuń
  7. Świetny fragment:) Myślę, że nabędę tę książkę.
    Maja ma przed sobą pierwsze słówka i pierwsze mądre teksty:) Z niecierpliwoscią czekam na takie cudownosci. POZDRAWIAMY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Nie miałam pojęcia, że ta książka jest aż tak fajna, póki "przypadkiem" nie wpadła mi w ręce... :) każdy maleńki rozdział to kolejna perełka :)

      Usuń

PS. Jeśli nie chcesz się logować, wybierz opcję "Nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię