Ciężko jest spędzić aktywnie niedzielę po nieprzespanej nocy. Wiem, że wiele z Was notorycznie walczy z przemęczeniem i wiem, że nieprzespane noce to dla wielu matek codzienność i smutna norma... Ale jako, że u nas to ewenement, mój wzięty z zaskoczenia organizm całkiem nie radził sobie z przetrawieniem sytuacji i się z lekka wykrzaczył... A wykrzaczona herbaciana wygląda dosłownie o tak:

bezbłędna "coffee owl", do której źródła już chyba nie sposób się dokopać.... ;)
Stan ten jest skutkiem: dzikiego zmęczenia, przerażenia niezrozumieniem sytuacji, zadziwienia i zamartwiania się płaczem dziecięcia, oraz prozaicznego nieogarnięcia po-basenowego (czyli jak to zwykle: po pływaniu zajęłam się Zosią, siebie jedynie migiem ubrałam, nie susząc nawet włosów - i jakoś tak mi się zostało, w Prawie Artystycznym Nieładzie).

A zaczęło się nagle, wczoraj.
Popołudnie całe Zośka była jakaś taka niespokojna, nie wiedziałam co jej nie pasuje. Niby chciała jeść, ale po chwili odsuwała głowę, nie chciała bawić się na macie, marudziła gdy tylko schodziła z rąk.. Myślałam, że to zmęczenie. Ale nie udało mi się jej ułożyć normalnie, do 21.30 się męczyłyśmy, w końcu cudem zasnęła. Na krótko. Po 23 z sypialni dobiegł nas krzyk... (sobotnia noc to dla mnie zasadniczo czas bezstresowego przesiadywania dłużej z mężem, zwykle w weekend możemy zaszaleć i położyć się po północy ;)). Dość, że ten krzyk się wcale nie skończył po przystawieniu Zośki do piersi. Ba, wzmógł się tylko. Wyprężyła się, rozkrzyczała, musiałam wziąć na ręce i pokołysać chodząc, by się uspokoiła. "Uspokoiła" - nie "zasnęła". Po dłuższym czasie główka jej już bezwładnie opierała się na moim ramieniu, liczyłam, że już położymy się normalnie spać. Ale gdzie tam! Krzyk, taki kaszląco-stękający, przechodzący w zawodzenie, rozlegał się za każdym razem, gdy próbowałam wrócić z nią do łóżka. Nie wiem ile(set) kursów po mieszkaniu tak zrobiłyśmy, nie wiem ile to trwało. W końcu już całkiem słaniając się ze zmęczenia postanowiłam spróbować położyć ją sobie na brzuchu i tak zasnąć... Udało się. Yay! Przed 6 jednak znów rozległo się marudzenie. Wstałyśmy więc dzielnie i krążyłyśmy znowu po domu...
Całkiem odwykłam od takiego systemu! Rano byłam jak chora - i ze zmartwienia i ze zmęczenia. Nie wiedziałam co myśleć, to zupełnie jak nie moje dziecię. Nie wydawała się chora, gorączki brak... A przed południem mieliśmy jechać na basen - pojęcia nie miałam czy nie odwołać, czy to aby nie jakaś infekcja. Aż w końcu doznałam olśnienia: już 3 dni minęły, odkąd Zośka zaliczyła większe pieluszkowe skupienie! Tak to u nas nie bywało. Nic to, dziecię ma pełne prawo stękać.

Basen, pierwsze Zosine nurkowanie - było super, co prawda nocne wymęczenie dawało się we znaki i Zosia padła od razu po wyjściu z wody i paru minutach ciamkania... Ale po tej drzemce marudność wróciła jak bumerang. Jednak w końcu, po drobnej prowokacji, Zocha skupiła się na produkcji, i pokonawszy ból- wróciła. Wróciło moje radosne, roześmiane, cudne dziecko! I rzuciło się do piersi, jakby tydzień nie jadło...! ;) Alleluja normalnie! Że hej!
Jakby mi ktoś powiedział kiedyś, że przyjdzie dzień, gdy na taki aromatyczny prezencik czekać będę jak na zbawienie, świętując potem niczym największą radość - wyśmiałabym. Takie to właśnie szanse ma logika z rodzicielstwem ;))

Może to ze zmęczenia bądź z rozdrażnienia, ale dziś herbaciane oko dziwnie spoglądało na rzeczywistość, krzywo nieco. W zasadzie spoglądało niemrawo, ale jak mu niemowlęce bikini weszło w kadr, spojrzało krzywo. 
I tak zatem abstrahując od tematów problemów natury pieluszkowej, ale zostając w temacie około-bieliźnianym: czy może ktoś mógłby mi wytłumaczyć, skąd się w rodzicach brać może pomysł pakowania niemowlęcia na basen w strój kąpielowy (albo - o zgrozo - mini bikini)? Jakby mało było wciągania dziecku kąpieluszki na pupkę... Czy to o modę chodzi? Czy może skromność nakazuje skrzętnie ukrywać niemowlęce sutki? A może to jakiś szczwany system wspomagania pływania jest, i tylko ja taka nieświatowa jestem i nie łapię? Ale naprawdę nie wyglądało to na kostiumy neoprenowe, z jakimiś wyczynowymi wspomaganiami ;)
źródło
W każdym razie, włos mi się pod czepkiem jeżył, na samą próbę wyobrażenia sobie procedury pakowania w taki wynalazek Zośki... Brrr! 

(i żeby nie być źle zrozumianą: jestem w stanie pojąć ubieranie dziecięcia w stroje kąpielowe na plażę, aczkolwiek osobiście uważam że kilkumiesięczny bobas nie potrzebuje nic poza majteczkami kąpielowymi, ale jeśli kogoś cieszą falbanki i takie tam, to cóż, plaża od lat pełni funkcje "wybiegów"... ale basen? i bikini?)


No dobra, wypiłam już ciepłą herbatkę, troszkę się zrelaksowałam i doszłam do siebie, Zosieńka śpi spokojnie dziś - idę do niej dołączyć... :) 
I niech moc pieluszkowego skupienia nas więcej nie opuszcza! ;)

Spokojnej nocy :)

14 komentarzy:

  1. Ha ha ha prawie poetycko opisałaś ta całą akcję. Sorry, ale uśmiałam się, choć wiem jaka to "tragedia" dla rodzica taka sytuacja i naprawdę współczuję Ci tej nocki. Oby się więcej nie powtórzyła. Ja od piątku mam nocki zarywane, ale z powodu choroby Młodego wiec tez chodzę niewyspana. Pozdrawiam, Mama A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj całkiem niepoetycko nam było... Ale teraz o uśmiech łatwiej ;))
      współczuję niedospania - a najbardziej współczuję nerwów, bo choroba dziecka to paskudna sprawa... Zdrówka!

      Usuń
  2. A jeszcze Ci powiem, że bikini dla takiego malucha to głupota wiec witam w klubie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, mam takie same odczucia, jeśli chodzi o dziecięce/niemowlęce bikini.Jeśli zasłaniamy dziecku sutki, dajemy tym samym sygnał, że trzeba je schować, tak jak resztę, bo są gorszące! W ten sposób (paradoksalnie ubierając, a nie rozbierając dziecko) tworzą się jakieś konotacje wręcz erotyczne (!) co dla mnie jest nie do przyjęcia. Mi to się niestety jednoznacznie kojarzy z pedofilią, zwyczajnie. Brrrr. Nie lubimy bikini.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, bikini dla maleńkich dziewczynek uważam za porażkę, bo nawiązują do kobiecości, a to niewłaściwy czas. I potem takie maluśkie damy prężą się i wypinają swe dziecięce klatki piersiowe ubrane w czarujące staniki... Brr.
      Mamy absurdalną tendencję - mam na myśli zachodnie społeczeństwa - do pozbawiania dzieciństwa jego naturalnego charakteru. Nie piszę się na to.

      Usuń
  4. Strój sam w sobie uroczy, choć postawiłabym na zupełnei inne kolory :) No i bobasom średnio potrzebny-moim zdaniem.
    Oj akcję z kupą rozumiem. Nam Lila zafundowała takie 2 albo 3 jak była trochę młodsza od Zosi... Jej rekord to 4dni bez, a zazwyczaj robiła po 2dziennie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekoszmarność. W życiu bym nie pomyślała, że zwykłe lekkie zatwardzenie może wywołać istny domowy armagedon... I że dziecko może się wić przez to na łóżku jakby leżało na rozżarzonych węglach. Okropieństwo. Nie chcę więcej... a mam wrażenie, że Mała nie do końca pozbyła się problemu, bo dziś też w nocy popłakała trochę, i znów ma momenty prężenia się...

      A strój - tak, niektóre są śliczne :) Ba, są takie które i ja bym chętnie Zośce zafundowała (np. taki: https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcR1ghDCooDpgN8ftTZJL9lnVOkxgXldRpm5Fyqs3DmLDGYyzdBW ), ale co najwyżej latem do zabawy, a nie na basen...
      Poza tym miałam wątpliwą przyjemność być świadkiem ubierania maluszka w obcisły kostiumik, i dziecko wiło się i płakało mniej więcej jak ja przy zakładaniu czepka - tyle, że zakładanie czepka trwa sekundę... Normalnie bliżej temu do średniowiecznych narzędzi tortur, niż się może wydawać... ;))

      Usuń
  5. Dobrze, że wszystko wróciło do normy, mała grzeczna, mama w połowie zrelaksowana.
    Co do bikini dla niemowlaków mówię stanowcze nie, ale dla dziecka rocznego jestem jak najbardziej za - tylko za jednoczęściowym strojem kąpielowym dla dziewczynki i spodenkach dla chłopca. Takie udziwnienia dwuczęściowe jak na zdjęciu to całkowicie nie mój styl

    OdpowiedzUsuń
  6. kosmiczne to zdjęcie sówki, nie potrafię sobie Ciebie takiej wyobrazić:D ale padłam:D zyczę spokoju i przespanych nocek, oby to była jednorazowa wpadka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozumiem, że taka moda u dzieciaczków już żwawo biegających, ale niemowląt? To się czasy zmieniły!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdjęcie sowy - genialne :):):)
    A bikini wymiata... oczywiście negatywnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow! Niezły "maraton" Wam zafundowała... Oby Ignaś był śpiochem o łagodnym uosobieniu;)

    OdpowiedzUsuń
  10. pamiętam podobne momenty, trudno wtedy o dystans, który masz opisując całą historię:) dlatego podziwiam i gratuluję spokoju:) Co do snu. Jego brak bardzo zmienia podejście i nastawienie do rzeczywistości. Dbaj o siebie:) pozdrawiam.

    http://alelarmo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze ze sie unormowalo :)
    Mam nadzieje ze juz bedzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń

PS. Jeśli nie chcesz się logować, wybierz opcję "Nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię