Wbrew wszelkim pozorom, herbaciana nie uległa nagle napadowi straszliwego leniwca, ani też nie wessały jej żadne życiowe dramaty. Żadnych burz ani wielkich uniesień. A jednak coś się stało, skoro tak zaniedbałam pisanie...

źródło

A oto, co się działo:
  1. Zawierucha i mróz skutecznie demotywują, powodując jakieś takie ogólne "niechcemisię".
  2. BLW jest bardzo absorbujące, bo dotąd w tak liche dni rzuciłabym kucharzenie w kąt, a tu trzeba podreptać do kuchni i wyczarowywać zbilansowany i zróżnicowany posiłek - czynność ta skutecznie pozbawia resztek sił.
  3. Zaczęłam tłumaczyć przyjaciółce esej archeologiczny na angielski (a że do tłumacza mi daleko, do archeologa tym bardziej, to różnie mi to idzie ;P)
  4. Przede wszystkim jednak - zassała mnie książka...
Jak zapewne każda matka wie, czytanie jest jednym z tych luksusów, które rodzicielstwo skutecznie limituje i upycha w niewiarygodnie wąskie ramy czasowe... i gdy chciałoby się tak rozbestwić i zatracić w książce bez reszty - najczęściej kończy się dziecięca drzemka i wraca realny świat. Tym razem jednak czytałam nawet rozsmarowując na Zosinych kanapeczkach awokado, sprzątając bałagan, przechodząc z pokoju do pokoju, a nawet zerkałam na otwartą stronę gdy dziecię przewijałam... Dawno tak nie było! Chyba od momentu gdy podczas ciąży pożerałam kolejne tomy sagi "Pieśń lodu i ognia" (a wtedy było znacznie łatwiej, nie da się ukryć). 

Najbardziej niebywałe nie jest jednak samo zaczytanie (choć w obecnej sytuacji to, że skończyłam książkę w zaledwie dobę, jest niezwykłe nawet jak na mnie ;)), a jego temat...
Zaczęło się tak:
Mniej więcej tydzień temu usłyszałam od męża, że musimy koniecznie obejrzeć "Igrzyska śmierci", bo mamy drugą część, a przecież ja pierwszej nie oglądałam. Popatrzyłam z powątpiewaniem i, wykazując się kompletną ignorancją, pytam o czym toto jest (tak, wiem, że większości z Was temat jest pewnie znany, a ja wyskakuję z takim odgrzewanym kotletem, szczerze za to przepraszam). Na co mój Miły zgrabnie odpowiedział:
- O dzieciach które mają się nawzajem wymordować.
Autentycznie. 
Jeśli ktoś chciałby zniechęcić przeciętną kobietę, bez tendencji psychopatycznych, a już szczególnie jeśli jest matką - niech tak jej właśnie przedstawia filmy. Normalnie pędzę, lecę! ;P

Do dziś nie wiem, jak to się stało, że jednak ten film włączyliśmy. To pewnie przez nieodparty urok mego Męża... :)
I do dziś pojąć nie mogę, dlaczego mój Luby przedstawił mi go, jakby było to wypisz-wymaluj "Battle Royale" (nie, mimo zamiłowania i szacunku do szeroko pojętego kina japońskiego, ten film we mnie amatorki nie znajdzie nigdy, przenigdy, dziękuję). Ale wdzięczna mu jestem, że jednak mnie nakłonił :)
Ejże no! To całkiem dobre kino było! Nie ociekało sadyzmem, nie lubowało się w wymyślnej brutalności, za to bardzo zgrabnie balansowało na linii emocje-polityka-akcja-romans. Szczypta buntu, jaskrawych barw surrealizmu, prostych uczuć, szkoły przetrwania, oporu, uległości, wszystko w otulinie nieco tylko efekciarskiego s-f. Walka, dojrzewanie, starcie najniższych pobudek ze wzniosłymi. No i Kravitz ze złotym eyelinerem! ;) Mimo paru oczywistych niedociągnięć w scenariuszu i ogólnie dość smutnej tematyki, film wciągnął, pobudził ciekawość, zostawił nawet delikatny ślad w głowie, który potem myśli nocne uparcie drążyły. Obejrzeliśmy i część drugą. I z całą pewnością obejrzymy kolejne.
Wtedy przypomniałam sobie, że ten tytuł skądś znałam... i nie chodziło o "Death race" ;)
źródło
A jakże, mamy w domu książkę! Ba, mamy ją od ślubu, kiedy to dostaliśmy ją w prezencie. Ale wcale nie dziwię się, że nie chciałam po nią sięgnąć nigdy dotąd, bowiem na odwrocie okładki był taki oto cytat z recenzji "Chicago Sun": 
Jeśli którykolwiek cykl dla młodzieży może ubiegać się o koronę po "Harrym Potterze" czy sadze o wampirach "Zmierzch", to tylko ten.
No błagam! Dla młodzieży, w dodatku po "Zmierzchu"? Olaboga! Nie, nie, NIE!
Książka zatem grzecznie stała sobie na najwyższej półce biblioteczki, a ja nie rokowałam jej rychłego przeczytania... Ale skoro film wypadł całkiem nieźle, a jak wiadomo książki są zwyczajowo od ekranizacji o niebo lepsze - musiałam sprawdzić.

Niniejszym wybaczam "Chicago Sun" tę niefortunną recenzję. Wybaczam nawet ekranizacji spłycenie i jeszcze większe "umłodzieżowienie" przekazu. 
Ta książka jest naprawdę dobra. 
Nie nazwę jej genialną, błyskotliwą, ani nawet rewelacyjnie napisaną - nie, pisana jest dość szorstkim, prostym językiem. Ale z pewnością jest wciągająca. Potrafi zassać, wbić się gdzieś w tył głowy i domagać się czytania. Toporna narracja sprawdza się idealnie, bo pasuje do Katniss jak ulał. Całość... po prostu się przeżywa. A to, co maluje wyobraźnia, wygląda bez porównania lepiej niż na ekranie.

Jeśli miałabym komuś odpowiedzieć na pytanie "o czym to jest?" - gdyby ktoś był równie nie na czasie co ja ;) - powiedziałabym: O dorastaniu w realiach niewolniczego reżimu, o "zabawach" elity, walce o przetrwanie i zachowanie ludzkiej twarzy w uwłaczających człowieczeństwu warunkach. Ale też o prostych uczuciach, pragnieniu wolności, o przyjaźni, zaufaniu, i politycznych grach. No dobra, i o tym wyrzynaniu trochę też...


Dość tego dobrego, książka odłożona, następne dwie części w drodze, zatem ja przysiadam na poważnie do tłumaczenia eseju, do projektowania nagrody... i do nowego dizajnu bloga :) Obym zdążyła, zanim poczta przyjdzie z dostawą ;)

I miła myśl na deser:
WEEKEND! :D

(nie, nie zapomniałam, że jestem matką ;))

PS. Dla tych, którzy oglądali filmy - nie jestem typem zwracającym uwagę na kreacje i z modą mi standardowo całkiem nie po drodze, ale nie mogłam nie zwrócić uwagi na motylą kreację Effie Trinket... Czy to tylko ja, czy Was też oczarowała suknia Alexandra McQueen'a? Piękna jest! <3
źródło


11 komentarzy:

  1. O filmie słyszałam, a jakże, ale właśnie recenzje, że jest to film młodzieżowy, skutecznie mnie od niego odrzuciły. Nawet nie pofatygowałam się dowiedzieć o czym jest. Ale teraz może się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę jest całkiem niezły :) ale książka lepsza! :)

      Usuń
  2. Nie przejmuj się tymi nieobejrzanymi filmami. Oto pisze do Ciebie człowiek, który nie zna Gwiezdnych wojen! ;)
    Dobrze, po stokroć dobrze, że piszesz i udowadniasz, że po urodzeniu jest czas na czytanie książek! Bo mnie tu oczywiście straszą, że zapomnij. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, wiesz, czas jest! Tylko że to jeden malutki dobowy 'wypierdek', w który upchać trzeba wszystko to, co zrobić się chce... ;) Noce są bardzo, bardzo krótkie skutkiem tego ;)
      Choć prawdę mówiąc w ciągu dnia też się da poczytywać nieco... tylko z licznymi przerwami ;)

      Usuń
  3. ha ha:-)
    czas jest. zawsze jest NOC, mnóstwo można poczytać w trakcie karmienia;-) (oczywiście mniejszego dziecia..) a noc odeśpi się po przeczytaniu, albo i nie..
    u_lcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zawsze sobie obiecuję, że "się odeśpi", obiecuję solennie... ale to jak z odchudzaniem - typ wiecznego "jutra" ;)

      Usuń
  4. Jakiś miesiąc temu oglądałam 2 część tego filmu.Podobał mi się,lubię takie kino.Książki niestety nie czytałam.Teraz przymierzam się do Wilk(a) z Wall Street.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie naprawdę kawałek niezłego kina, nie wiem o co chodzi z takimi dziwnymi opiniami :)
      Ale polecam zajrzeć do książki - połyka się ją na jeden kęs nieomal, a naprawdę smakuje :D

      Usuń
  5. Igrzyska śmierci - bdb, u nas było tak , że to ja powiedziałam pierwsza męzowi o tym filmie :) ..i obejrzeliśmy. My tez mamy drugą część i czeka na dobry wieczór :)
    Natomiast Zmierzch - nie przemówił do mnie , a jak jestem np.w Empiku to omijam tę książkę łukiem szerokim, może całkiem niepotrzebnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm nie wiem, mnie saga "Zmierzchowa" całkiem odrzuca, bezpłciowe love story i świecące diamentowo pseudo-wampiry... :/ Czytałam pierwszą część, na studiach jeszcze - i uznałam, że faktycznie tylko dla młodzieży. Strasznie prymitywne, jeśli mogę użyć takiego sformułowania... Filmy oglądałam, mąż chciał obejrzeć ostatnią część, by wyrobić sobie zdanie, no to obejrzeliśmy całość. I nie, oj nie. A już motyw z pół-wampirzą ciążą, oglądany akurat z perspektywy ciężarnej, był jak z absurdów Monty Pythona, tylko pozbawione ich humoru... ;)

      Dlatego właśnie nie pojmuję jak można porównywać do tego "Igrzyska". One mają i głębszą treść, i świetnie zbilansowaną akcję, w dodatku pomimo klimatu s-f - dużą dozę realizmu. Do tego pięknie zarysowane są emocje.
      Czekam na pozostałe tomy, jutro powinny dotrzeć :D

      Usuń
    2. Jeśli nie widzieliście - to polecam (m.in.) Elizjum , też s-f, ale z przesłaniem :) Bardzo ciekawy. Nie streszczę , bo nie w tym rzecz :). Daje do myślenia.

      Usuń

PS. Jeśli nie chcesz się logować, wybierz opcję "Nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię