Miewacie czasem takie chwile zatrzymanej w czasie zadumy? Takie, gdy robicie krok w tył, by spojrzeć na dany moment życia, nasycić się jego barwami, będąc świadomym ulotności? Kiedy chcecie nie tyle na modłę Fausta krzyczeć "chwilo, trwaj!", lecz nieco spowolnić bieg czasu, by nie uciekał tak szybko, zabierając cząstki nas i tych dni?
Nie jestem typem nostalgicznym, nie lubuję się w rozpamiętywaniu, w rozciąganiu życia, czy przesadnie egzaltowanym syceniu się wszystkim. To te całe bycie matką tak na mnie wpływa.
Bo zupełnie czym innym jest przyjąć i zaakceptować upływ czasu i przemijanie własnego życia, a co innego pogodzić się z tym, jak mijają nasze chwile z dzieckiem, odchodząc w niebyt. No dobra, może nie w niebyt, bo we wspomnienia, nawet jeśli tylko moje...

2-tygodniowa Zosia

Przyłapałam się ostatnio na tym, że czasem tulę Zosię o tę minutę dłużej niż zwykle, wdycham jej zapach albo łaskoczę dłużej, ciesząc się jej śmiechem... by mieć złudzenie, że mogę na dłużej zatrzymać te chwile.

Chyba po prostu uświadomiłam sobie jak potwornie szybko mija ten czas...

Gdzieś z tyłu głowy ciągle siedzi mi irytująco-tykająca myśl, że dzieci rosną szybciej, niż my się starzejemy i zbyt szybko minie czas bezczelnie długaśnego tulenia, obcałowywania, wspólnego spania... Czas, kiedy wszystko, czego dziecku trzeba do szczęścia, to my.
Jak często my przytulamy swoich rodziców? Za mało, prawda?

źródło

Znacie już film "Czas na miłość"? To właśnie z jego plakatu jest tytułowe pytanie...
Co jeśli każdą chwilę możesz przeżyć jeszcze raz?
Film jest rewelacyjny. I w zasadzie nie ma się co dziwić, bo to pysznie uczuciowe kino brytyjskie twórcy "Love actually" i "Nothing Hill" - czyli z gwarancją podania miłości w najprostszej, nieprzesłodzonej, idealnie zbalansowanej formie. "Love actually" to film mieszczący się stale, niezmiennie w mojej TOP10 filmów wszechczasów. A "About time" (czyli właśnie "Czas na miłość" - tyle że jak zwykle polski tytuł chrzani sprawę) spokojnie trzyma jego poziom.
Mamy historię chłopaka, który dowiaduje się od ojca (Bill Nighy!), że mężczyźni w jego rodzinie potrafią cofać się w czasie. Fajna zdolność, trzeba przyznać :) I zdawać by się mogło, że właśnie to będzie kluczowy element filmu. A nie jest -i w sumie całe szczęście, bo nie jest zarysowany nawet w połowie tak dobrze jak np. w "The time traveler's wife". Za to mamy piękny film o tym, jak żyć, by nawet mogąc podróżować w czasie, nie chcieć tego robić... Gdyby to było hollywoodzkie kino, mielibyśmy szalone zwroty akcji, jakieś silne dramaty i uniesienia. Ale to na szczęście film brytyjski! Mamy zatem ciepło, spokój, rodzinę, proste wartości i mocne, a niebanalne przesłanie. I naprawdę porządną dozę uśmiechu :)
Na naszą małą rodzinkę film ten wywarł bardzo dobry wpływ, na pewno będziemy do niego wracać :) Bo te najprostsze prawdy najtrudniej jest utrwalić w pamięci, nie uważacie?

Choć gdyby można było przeżyć każdą chwilę jeszcze raz... Co byście zrobili?
Mi przychodzi na myśl kilka, które chciałabym powtórzyć - ale nie chciałabym nic zmienić, a tylko przeżyć je jeszcze raz :) Na pewno pięknie byłoby móc za kilkanaście lat wrócić do dzisiejszego dnia, wtulić się w radosne dziecko i pobyć chwile w tym prostym, ciepłym spokoju....

Teraz uparcie zatrzymuję chwile, całuję Zosię z jeszcze większym uczuciem, śmieję się do jej roześmianych oczu i chcę dać jej teraz, w tym momencie wszystko to, co będę chciała jej dawać całe życie, nawet gdy ona już nie będzie chciała brać... taka miłość w bardzo skondensowanej pigułce ;)
Przepis na szczęście?

4 komentarze:

  1. Miałam kilka momentów w życiu, kiedy wydawało mi się, że zatrzymuję czas, że wszystko trwa. Co najlepsze, to były najszczęśliwsze momenty mojego życia. Nie te złe. Te złe to wiem, że miną. Podoba mi się to sycenie się radością. I cieszę się, że trochę to umiem.
    A film piękny, właściwie napisałaś wszystko, co o nim myślę. No może dodałabym, że jestem zauroczona grzywką bohaterki i śniło mi się, że ścięłam się tak samo. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fakt, grzywka udana! :D w ogóle Rachel fajna jest, ale tym razem to nie jej urokowi film zawdzięcza cały czar :))
      a zatrzymywanie czasu... to chyba własnie to, co jest potrzebne, dużo bardziej niż czaso-podróżowanie :)

      Usuń
  2. Ja ostatnio nie mogę się pogodzić z myślą, że czas tak szybko mija. Ale co zrobić? Pozostaje nam zachować chwile w pamięci.
    A film leży już chyba drugi miesiąc i czeka. Chcemy stworzyć sobie klimat i go obejrzeć, a ostatnio z tym ciężko. Może akurat w Walentynki się uda;)

    OdpowiedzUsuń

PS. Jeśli nie chcesz się logować, wybierz opcję "Nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię