Poddałam się. Legł dziś ostatni bastion akceptowanej przeze mnie "chemiczności" w kosmetykach codziennego użytku: uczulił mnie Carmex.


Nie wiem czy to tylko ja mam takiego pecha, czy niektórych z Was też to dopada - każdy balsam do ust uczula mnie po jakimś czasie. Każdy :( Nawet cudnie pachnący balsam z wosku pszczelego (mam po nim usta jak tarka...). A fanką pomadek ochronnych jestem wielką! Kompletnie nie używam szminek, błyszczyki wyłącznie od święta, za to pomadki ochronne to mój słaby punk... Uwielbiam! Czekoladowe, cynamonowe, jaśminowe... I jakiż był mój ból, gdy za każdym razem, ta fantastyczna pomadka po jakimś czasie stosowania zaczynała uczulać. Mam mnóstwa nieskończonych opakowań, część przejmuje moja mama, a za każdym razem budzi się głupi żal. Ale trzymanie ich w domu nie ma sensu, bo co prawda po dłuższym nieużytkowaniu mogę parę razy nałożyć, ale nigdy nie wiem w którym momencie znów mnie uczuli. A leczenie paskudnej, piekącej wysypki na ustach do przyjemności nie należy. 
Najdłużej ostał się podstawowy Carmex. Dawał radę, mimo że jego aromatyzowane odpowiedniki uczulały błyskawicznie. Aż tu dzisiaj... 



Toteż powiedziałam sobie: dość.
Teraz rozpieszczam usta migdałowo- cynamonowo- kardamonowym balsamem własnej roboty :) i mogę całować córę bez strachu, że ją uczuli!


w innym opakowaniu nie mógł się dziś znaleźć...;)

Do zrobienia swojego idealnego, hipoalergicznego balsamu potrzebujecie:

  • około 1,5 łyżeczki masła shea (rafinowanego, inaczej zapach przebije się nawet przez aromaty) lub masła kakaowego
  • parę kropli oleju ze słodkich migdałów lub oliwy z oliwek
  • dla koloru: odrobina czerwonego barwnika spożywczego (nie użyłam)
  • dla aromatu: cynamon, kardamon / odrobina kakao / wanilia / kropa olejku np. migdałowego...
Mój balsam jest bardzo zwyczajny, bo takiego potrzebowałam, gdybym jednak chciała wariant "wyjściowy", na pewno dodałabym kroplę barwnika w połączeniu z cynamonem :) 

Masło wkładamy do szklanego pojemnika lub szklanki i wstawiamy do kąpieli wodnej (rondelek z wodą). Stawiamy na małym gazie, podgrzewamy dopóki masło się nie upłynni. Zdejmujemy z ognia, dodajemy pozostałe wybrane składniki, mieszamy dokładnie. Przelewamy do pojemniczka docelowego i pozostawiamy do ostudzenia. 

Nakładamy na usta i pozwalamy im lśnić... ;)

2 komentarze:

  1. i właśnie miałam w głowie masło shea:-) chyba myślimy podobnie;-) chociaż ja nie mam problemów z uczuleniami..
    Pozdrawiam
    u_lcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i całe szczęście, że nie masz! ale dobrą, naturalną pielęgnację lubi każda skóra :D

      Usuń

PS. Jeśli nie chcesz się logować, wybierz opcję "Nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię