Kompletując wyprawkę dla niemowlaka, przyszła mama pochłania miliony informacji. Słucha porad w szkole rodzenia, słucha położnych, znajomych matek, rodziny... chce, by jej maleńkie szczęście, miało wszystko, co najlepsze. Ważne, by w tym przygotowywaniu nie dać się zwariować i spojrzeć troszkę uważniej na zachwalane produkty... I nie szykować ogromnej, specjalistycznej kosmetyczki! ;)



Mogę się założyć, że 80% młodych matek sięgnie na początku po polecane przez wszystkich emolienty:
Oilatum/ Emolium lub Balneum. Pierwsze dwa uważam za kompletną porażkę - ja również bezmyślnie przed porodem kupiłam Oilatum (skołował mnie brak napisu "od pierwszych dni życia" na większości pozostałych produktów), ale kiedy zdałam sobie sprawę, że leję dziecku do kąpieli parafinę, do tego kosmicznie drogą, zrezygnowałam. Balneum ma zdecydowanie lepszy skład, jeśli moje dziecko wymagałoby faktycznie kąpieli z emolientem, mogłabym po niego sięgnąć... ale są lepsze sposoby :)

No właśnie, dlaczego tak od razu rzucamy się na używanie emolientów? Tak bardzo kusi nas opcja braku konieczności stosowania po kąpieli oliwki? Przecież masaż z olejkiem to dla dziecka sama korzyść! :) Uspokaja, koi zmysły, cieszy dotykiem rodzica, rozgrzewa, pomaga lepiej zasnąć... A jeśli zastosujemy naturalny olejek, mamy pewność że odżywi także skórę i nie podrażni maleństwa :) Rodzice, którzy swoim pociechom fundujecie kąpiele w Oilatum czy Emolium - proszę, zastanówcie się dlaczego nakładacie na te małe ciałka parafinę, blokując skórze możliwość swobodnego oddychania i oczyszczania? Skóra owszem, jest wtedy gładka, nie łuszczy się, ale nie jest ani odżywiona ani zdrowsza...

Uważam, że producenci kosmetyków dla dzieci i niemowląt zbijają niezłą fortunkę na przekonaniu matek, że tylko to, co "specjalnie dla dzieci" jest faktycznie dobre dla naszych maleństw... Często z resztą składy tych produktów pozostawiają wiele do życzenia - skoro ja nie nałożyłabym tego na swoją skórę, jak miałabym używać tego do pielęgnacji dziecka?

Co zatem tak naprawdę jest nam potrzebne w pielęgnacji noworodka i niemowlaka?

  1. Woda - ciepła, czysta, najlepiej przefiltrowana i przegotowana. Żadne chusteczki nawilżane, żadne zmyśle mikstury - woda, po prostu. Najwygodniej jest trzymać gorącą wodę w dużym termosie z pompką, przy naszym przewijaku
  2. Waciki/ gazy niejałowe/ pocięte flanelowe szmatki - do mycia buźki i do podmywania przy przewijaniu. Osobiście wybrałam gaziki niejałowe, ale to już kwestia gustu, najekonomiczniej jest używać flanelek (być może do nich wrócę, bo uciążliwe były tylko póki córa robiła kupki po każdym karmieniu)
  3. Oleje - ze słodkich migdałów, kokosowy, oliwa z oliwek - do masażu, jako dodatek do kąpieli, czy w walce z ciemieniuchą
  4. Mąka ziemniaczana - do zasypywania pupki, jeśli dziecko nosi pieluszki jednorazowe, do kąpieli "kisielowych" przy odparzeniach, potówkach i wszelkich problemach skórnych. Ten sposób naszych babć jest nadal najskuteczniejszy.
  5. Odrobina odciągniętego mleka matki - do kąpieli, doskonale nawilża i odżywia skórę, bije na głowę chemiczne dodatki!
  6. Wywar z lawendy - do kąpieli, ale uwaga - o ile dziecko nie jest uczulone
  7. Mydło Bambino - mydło znane, o dobrym składzie, przydatne przy przewijaniu i w sytuacjach kryzysowych ;)
  8. Octenisept (i jałowe gaziki) - rzeczywiście bardzo dobry do pielęgnacji kikuta, warto mieć również awaryjnie na zadraśnięcia czy skaleczenia
  9. Sól morska do noska
  10. Krem z wysokim filtrem UV (też uważajmy na skład! nie polecę konkretnego, bo jeszcze nie korzystaliśmy)
Z akcesoriów niezbędnych: aspirator (Frida), nożyczki do paznokietków, szczoteczka do włosów. 
Termometr kąpielowy nam się nie sprawdził, ale komuś może się przydać. To tyle.

Dlaczego właśnie taki zestaw? Dlaczego nie Nivea, Bepanthen, Sudocrem...? 
Po pierwsze - BO NIE SĄ POTRZEBNE! Po co kupować mnóstwo zbędnych, drogich kosmetyków, kiedy lepszy efekt możemy uzyskać naturalnymi sposobami?
Po drugie - W ten sposób nie narażamy dziecka na alergie i podrażnienia (lub jak w przypadku Sudocrem'u na zrośnięcie warg sromowych - sic!) . Naprawdę, skóra niemowlęca jest tak delikatna, że im mniej chemii będziemy na nią nakładać, tym lepiej.


Wasze maleństwo z pewnością doceni naturalną pielęgnację :)



15 komentarzy:

  1. mąka ziemniaczana i mleko matki hm... normalnie jestem zaskoczona! ale to pewnie dlatego że nie mam dzieci i obce mi narazie ich pielęgnowanie:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dzięki temu masz możliwość wiedzieć wszystko wcześniej i potem nie patrzeć z żalem na opakowania zbędnych kompletnie kosmetyków ;) A trochę kasy można na to wyrzucić, bo reklama robi swoje, a szkoła rodzenia i bezpłatne próbki które się w ciąży dostaje też piorą mózg :P

      Usuń
  2. mydło babmibo zamieniałam na marsylskie u maluszka i też było bardzo OK, teraz używamy mydła powszechnego ale uwaga - firmy BARWA (kiedyś i jeszcze czasem dostępny jako biały wielbłąd)
    przy wielorazówkach do pupki nic nie potrzeba - mąka ziemniaczana tylko wtedy, gdy coś się 'zadziało' o mleku własnym nie słyszałam, ale z wielorakiego zastosowania wcale nie dziwi mnie i takie:-)
    pozdrawiam
    u_lcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o marsylskim też dużo dobrego słyszałam, jest następne na liście do wypróbowania :) Barwa to natomiast punkt nieznany, zerknę z ciekawości. Przy wielorazówkach rzeczywiście nie trzeba nic :) my na noc nadal najczęściej jednorazówki, bo Zosia dłuuugo śpi i nie mam serca jej tarmosić i przewijać... a mąkę w zapasie i tak się z reguły ma :)

      Usuń
    2. marsylskie jest spoko. a to z Aleppo to prawdziwy mydlany mercedes, jak juz się człowiek do zapachu przyzwyczai :)

      Usuń
    3. my na Aleppo całym domkiem już od ponad roku... bałam się początkowo dla Zosi, bo mieliśmy na stanie te 40%, ale teraz już o znacznie niższej zawartości olejku laurowego zamawiamy, i nie ma strachu :D ale zapach to ono ma, fakt... :P

      Usuń
  3. Huh, to doszedł mi jeden temat do przemaglowania. Co jak co, ale naiwnie pomyślałam, że kosmetyki to już prosta sprawa. Zdecydowanie jestem za naturalnymi (myślałam, że wszystkie takie są :D). Temat zaczynam monitorować, niemniej dziękuję za bardzo cenne wskazówki na początek. Pytanie tylko o ten Bepanthen: czy kupować to do pielęgnacji brodawek podczas karmienia, czy to kolejna ściema? Czytałam, że świetne jest własne mleko, ale czy wystarczy? :) Zawrót głowy normalnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, tak na mój gust, to jeśli nie wystarczy- można kupić. Ja używałam Maltanu do hartowania (miałam też lanolinę z Ziaji, ale nie korzystałam) - ostatnie tygodnie ciąży i na początku po porodzie, przestałam jakoś po tygodniu i nic mi nie było trzeba. Może to kwestia wkładek laktacyjnych? Nie wiem. Jak tylko nauczyłam się dobrze Zosię przystawiać, to nie było zupełnie problemu z brodawkami.

      A zawrót głowy to to jest... mi akurat kosmetyczka dziecięca spędzała sen z powiek, bo tego nie miałam jeszcze przygotowanego jak trafiłam w 35 tyg. do szpitala ;) Jak wyszłam to obkupiłam się głupio we wszystko, skutkiem czego mam teraz masę niepotrzebnych rzeczy... Stoją i nie wiem co z tym robić.

      A co do naturalności, niestety, ale kosmetyki dla niemowląt mają niekiedy tak kosmiczny skład, że włosy się jeżą. Warto czytać dokładnie... i nie kupować na zapas :) Z perspektywy czasu radziłabym zaopatrzyć się tylko w niezbędne rzeczy, resztę w każdej chwili można dokupić, jeśli będzie potrzeba. A takiemu maluszkowi naprawdę niewiele trzeba :)

      Usuń
    2. hartowania się już nie poleca, bo może ono bardziej zaszkodzić, niż pomóc. po porodzie najlepszym lekiem na brodawki jest własne mleko (przyspiesza gojenie), wietrzenie, słońce (nie za dużo, wiadomo). ale oczywiście to na podrażnienia, bo ranki są zawsze wynikiem niepoprawnego przystawienia i trzeba poradzić się kogoś, by poprawić technikę :)

      Usuń
  4. nasza wyprawka była podobna, choć uboższa o octenisept (u nas kikutka nie traktuje się niczym i rzeczywiście, goi się to samo błyskawicznie), mydło i waciki/gazę i lawendę. no i jednak oliwa z oliwek jest dośc ostra dla maluszka, ale po pierwszym półroczu życia już bym używała.
    Igul do tej pory prany jest wyłącznie w wodzie, na problemy mleko, do masażu olej kokosowy. ma fajne, puszyste włosy i super skórę. wszystko dzięki wodzie :)
    kosmetyki niemowlęce w większości mają skład gorszy niż te dla dorosłych, co mnie przeraziło, bo na wszystkich etykiety wrzeszczą, że to delikatne i najlepsze i dla dziecka i w ogóle najcudowniejsze w świecie. uch!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też obecnie tylko w zestawie woda+mleko+olej (kokosowy i migdałowy), czasem mydło z Aleppo i mąka ziemniaczana co jakiś czas na noc :) A do kąpieli kropelka Babydream dla kobiet w ciąży (to w zasadzie oleje i proteiny mleka, uwielbiam go) - znikoma ilość, bo na całą wannę wody i nas dwie :P
      Coś mi jednak podpowiada, że Wy macie dużo, dużo lepszą wodę... :)
      Aha, a co do kremów z filtrem (dopiero przeczytałam ponownie swój post ;P)- już wiem, że zamiast takowych zaopatrzę się w olej sezamowy, albo ten z pestek malin :)

      Usuń
    2. tak, mamy cudowną wodę. co nie zmienia faktu, że mogłabym Młodemu robić krzywdę ostrymi detergentami. babydream ma bdb opinie w środowisku zorientowanym na ekosreko :)
      co do kremów z filtrem, to i olej kokosowy ma naturalny faktor, ale nie pamiętam jaki -coś między 1 a 3 chyba. ale na polską pogodę te naturalne z olejów to za mało. poszpreaj, poczytaj o filtrach chemicznych i mineralnych, tak na początek :) ja nic nie polecę, bo sama co roku wariuję, gdy dochodzi do kupowania na polskie wakacje ;)

      Usuń
    3. będę musiała... i to co gorsza trzeba zacząć jakoś już, bo wiosenne słońce najgorsze jest i uczula najbardziej podobno. A ten olej z nasion malin ma zdaje się 28-50 SPF, jeśli to prawda to byłoby nieźle... ale zgłębię temat, bo faktycznie trzeba :)

      Usuń
    4. az tyle? to mnie zaskoczyłaś!

      Usuń
    5. i to podobno i UVA i UVB! :D

      Usuń

PS. Jeśli nie chcesz się logować, wybierz opcję "Nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię